Zarząd ze swojej strony informuje, że strajk jest nielegalny i jego skutkiem będzie cięcie miejsc pracy. — Jeśli nie dojdzie do porozumienia w ostatniej chwili, zostanie odwołanych 150 z 400 rejsów operujących z/na lotniska niemieckie — powiedział we Frankfurcie wiceprezes ds. marketingu Ryanaira, Kenny Jacobs. Podkreślił, że zarząd jest gotów podjąć negocjacje w każdej chwili.
— Niemniej jednak, jeśli będziemy mieli takie protesty bez wcześniejszych zapowiedzi, operacje z niemieckich lotnisk będą niesłychanie trudne - dodał wiceprezes operacyjny, Peter Bellew.
Z kolei Jacobs we wcześniejszym oświadczeniu stwierdził, że powtarzające się strajki w Niemczech będą stanowiły podstawę do cięcia zatrudnienia tak pilotów, jak i personelu pokładowego, zwłaszcza w bazach mniejszych, gdzie ruch zimą jest minimalny i nie uzasadnia utrzymywania operacji. Wiadomo, że związek zawodowy Verdi, który zrzesza 1000 pracowników pokładowych w Niemczech także chce uzyskać lokalne, a nie „irlandzkie” kontrakty. Z kolei Ryanair zgadza się, aby takie kontrakty podpisać, ale dopiero po 2022 roku.
Ostatni raz taka akcja miała miejsce 8 sierpnia, w szczycie podróży wakacyjnych. Ucierpiało wówczas 55 tys. pasażerów irlandzkiej linii.
Niemcy uznali, że jest to jedyna metoda, aby na zarządzie niskokosztowego przewoźnika wymóc lepsze warunki pracy. Strajk miałby potrwać od 3 w nocy 12 września przez 24 godziny i uziemiłby wszystkie loty Ryanaira startujące z Niemiec. Piloci argumentują, że są zdesperowani, po tym jak po obietnicach zarządu Ryanaira złożonych w sierpniu nie nastąpiły żadne kolejne posunięcia ze strony pracodawcy. Taką sytuację potwierdza niemiecki mediator, Ingolf Schumacher. Ryanair ze swojej strony jest zdania, że do końca roku uda mu się podpisać porozumienia z pilotami i załogami we wszystkich krajach.