I o ile można liczyć, że ceny paliwa się przynajmniej ustabilizują, jeśli nawet minimalnie nie spadną, o tyle koszty pracy będą rosły. W Ryanairze zarząd podpisuje umowy z kolejnymi związkami zawodowymi, co oznacza stabilizację warunków zatrudnienia, czytaj: uregulowanie płac, czyli podwyżki wynagrodzenia, bądź poprawę warunków w jakich pracują kokpit i pracownicy pokładowi. A to kosztuje.
W niskokosztowych liniach – francuskim Joon i oraz niemieckich Eurowings zapowiadane są kolejne akcje protestacyjne. W LOT trwają negocjacje między zarządem i związkowcami, a strona społeczna liczy na regulację płac, chociaż zdaje sobie sprawę, że nierealny jest powrót do systemu wynagrodzeń z 2010 roku i wypowiedzianego przez Sebastiana Mikosza w 2013. Przewoźnik nie ukrywa, że w sytuacji zmiany warunków na rynku, przy droższym paliwie oraz kosztach strajku szacowanych przez zarząd na 15 mln złotych, zabudżetowany wynik operacyjny na poziomie 225 mln złotych jest nierealny.