Prezes Ryanaira , Michael O'Leary daje rywalowi 6 miesięcy na przetrwanie. Ale sam do przejęć się nie spieszy, bo interesują go tylko mali europejscy przewoźnicy. Tacy, którzy mają 20-50 samolotów.
Czytaj także: Norwegian bardzo potrzebuje kapitału
W 2013 roku Bjorn Kjos , prezes Norwegiana był częstym gościem na ul. Kruczej, w budynku Ministerstwa Skarbu Państwa, któremu podlegał LOT. Nie chodziło jednak o przejęcie polskiego przewoźnika, ale tej jego części, która operowała Dreamlinerami. Nieważne, że akurat uziemionymi z powodu zapalających się baterii. Kjos bardzo potrzebował dużych Boeingów, bo chciał jak najszybciej rozwinąć loty długodystansowe, których przewoźnicy niskokosztowi wówczas jeszcze w swojej ofercie nie mieli. LOT miał zamówionych 8 takich maszyn i był wysoko w kolejce do odbioru, a kolejka była długa. Tyle, że zamówione Dreamlinery stanowiły wtedy największą atrakcję polskiego przewoźnika, który wtedy zwijał biznes, bo był zmuszony skorzystać z pomocy publicznej. Wyjęcie z siatki LOTu rejsów długodystansowych oznaczało wówczas koniec LOTu, lub przejęcie linii po bardzo niskich kosztach.
Dlatego Norweg spotkał się z odmową, Włodzimierza Karpińskiego, ówczesnego szefa resortu i ostatecznie zdobył dostęp do Boeingów 787 w inny sposób. A sama linia korzystając z najróżniejszych metod rejestrowania załóg i samolotów mocno rozwinęła siatkę. Zdaniem analityków zbyt mocno i zbyt szybko .I zbyt odważnie się zapożyczała. Ale Kjos chciał nie tylko zbudować dobrą linię, tylko zmienić rynek oferując przyzwoitą jakość po umiarkowanych cenach także na rejsach długodystansowych.
Teraz International Airlines Group (IAG), w skład której wchodzą m.in. British Airways i Iberia zapowiedziały, że nie dosyć, że nie są zainteresowane przejęciem Norwegiana, co wydawało się niemal przesądzone. A co więcej : zamierzają sprzedać mały pakiet akcji (4,61 proc.) , który przejęła w kwietniu 2018.