Pozwala im na to porozumienie o „otwartym niebie" między krajami Zatoki, a Stanami Zjednoczonymi. Powody są więc te same, dla których Emirates, Etihad i Qatar Airways wygrały z tradycyjnymi liniami w Europie. Na trasach kraje Zatoki - Ameryka linie arabskie z miesiąca na miesiąc zwiększają udział w rynku. W lotach do Azji z Europy jeszcze z korzystania z ich oferty zniechęca wydłużona czasami nawet do 6-7 godzin przesiadka w Dubaju, Abu Zabi, czy Dausze. Ten czas jednak szybko się skraca. Na przykład na trasie Warszawa- Dubaj- Bangkok na przesiadkę czeka się tylko 1,5 godziny.
Samoloty arabskich linii są nowsze, więc bardzie komfortowe. Emirates, gdzie tylko może oferuje super jumbo A380, Qatar Airways - Dreamlinera i Airbusy 380 i najnowszy A350. Etihad też ma już i A380 i B 787. Fotele, nawet w klasie ekonomicznej wszystkich trzech linii dają komfort podróży porównywalny z amerykańskim jeśli chodzi o ilość miejsca. Jest to dużo więcej z kolei w porównaniu z przewoźnikami europejskimi.
Serwis na pokładzie, to różnica klasy, mimo że linie zaopatrują się u tych samych firm kateringowych. Kultura obsługi - nieporównywalna. Załogi arabskie nie są uzwiązkowione, mają inne podejście do pasażerów. Nie opowiadają o swoim zmęczeniu, nie zamykają się w dyskusjach z kolegami. Tu więc wygrywają i z Amerykanami i z Europejczykami.
Świadomość tej przewagi skłoniła Emirates, Qatar i Etihad do ataku na rezerwacje na trasach między Ameryką Północną, głównie Stanami Zjednoczonymi a Subkontynentem Indyjskim. W 2008 roku - jak wynika z danych amerykańskiego Departamentu Transportu linie amerykańskie miały tam 39 proc. udziału, teraz spadł on do 34 proc. Dotyczy to także europejskich partnerów linii amerykańskich Delty (Air France/KLM), American Airlines (British Airways). To dlatego nagle Amerykanie zaczęli obniżać ceny , na co Arabowie odpowiadają tym samym. Kiedy oferują więcej punktów lojalnościowych za przeloty Amerykanie i Europejczycy robią podobnie.
Prezes Emirates, dubajski Szejk Ahmed Bin Said Al Maktum mówi teraz konkurencji : poprawcie ofertę, to pasażerowie wrócą. I przypomina, że chyba jednak jest jakiś powód, dla którego pasażerowie wolą się przesiadać w Dubaju, a nie w Londynie.— Pewnie niejeden z waszych pasażerów chętnie zapłaci wam trochę więcej, żeby skorzystać z waszych połączeń. Bo przecież w tym wszystkim chodzi o jakość usługi - mówi szejk. I nie ukrywa, że jego linia w tym roku musi zwiększyć zatrudnienie o 11 tysięcy . W tym samym czasie, kiedy przewoźnicy amerykańscy informują o zwiększeniu liczby foteli na pokładzie i cięciach zatrudnienia.