Protest pilotów, którzy domagali się zmiany warunków zatrudnienia, zdezorganizował loty na terenie Skandynawii. Połączenia Skandynawia-Tajlandia oraz do USA, Hiszpanii i Polski w większości odbywały się normalnie. Linia na razie nie podaje wysokości strat jakie spowodowało pozostawienie na ziemi ponad 200 tys. pasażerów, w tym 40 tys. tylko w ostatni weekend, kiedy negocjacje po raz kolejny zostały zerwane. Ale prezes Norwegiana, Bjron Kjos nie ukrywał w ostatnią niedzielę, że jeśli strajk potrwa dłużej, linii grozi bankructwo, chociaż na razie ma gotówkę.
Teraz Kjos nie ukrywa wielkiej ulgi.
— Mam nadzieję,że wszystko szybko wróci do normalności - mówił w środę wieczorem .
Powodem strajku było cięcie kosztów w Norwegian Ar Norway(NAN), bo Kjos nie ukrywał,że koszty w tej części operacji są zbyt wysokie wobec panującej sytuacji na rynku,kiedy już nawet linie tradycyjne konkurują cenami z niskokosztowymi. Ostatecznie jednak nie zlikwidowano NAN, chociaż istniała taka opcja, a zgodnie z nowym układem zbiorowym, jaki podpisany został przez zarząd i pilotów ,linia zobowiązała się do wpłat na fundusz emerytalny, ale zmieniła system rotacji załóg. Piloci będą teraz mieli zagwarantowane wolne 184 dni w roku, oraz ma obowiązywać zasada starszeństwa dla pilotów zatrudnionych na europejskich kontraktach. Zdaniem Kjosa, te zasady praktycznie nie różnią się od obowiązujących dotychczas i nadal są najkorzystniejsze w porównaniu z obowiązującymi dzisiaj na rynku. Norwegian dał również gwarancję zatrudnienia do października 2017 roku wszystkim europejskim pilotom, co jak podkreślił zarząd w komunikacie jest wyjątkiem nawet w „socjalnej" Skandynawii.
Kjos nie ukrywa jednak,że spór pracowniczy spowodował znaczące koszty dla pracodawcy i stworzył potężne wyzwania dla pilotów, którzy w tym czasie pracowali tak, by rozkład lotów został jak najmniej zakłócony.