W chwili zamykania gazety w Luksemburgu trwała cały czas dyskusja ministrów pracy UE na temat zmian w dyrektywie o pracownikach delegowanych. Na ostatnim etapie spór dotyczył przede wszystkim tego, w jakim stopniu nowy tekst będzie się odnosić do kierowców w transporcie międzynarodowym. Polska i inne kraje Grupy Wyszehradzkiej chciały jak najwyraźniej zapisać, że wszystko, co dotyczy kierowców, powinno być przedmiotem uzgodnień w odrębnej legislacji, czyli tzw. pakiecie mobilności, nad którym ministrowie transportu dopiero rozpoczęli prace. Francja zgadza się, że szczegóły będą w pakiecie mobilności, ale chce jak najwyraźniej podkreślić już teraz, że kierowcy są pracownikami delegowanymi. Po jakim czasie i na jakich zasadach, mogłoby być ustalone później. Na ostatnim etapie negocjacji uzyskała nawet poparcie Hiszpanii, ale przedstawiony przez te kraje kompromis został odrzucony przez Grupę Wyszehradzką. Ministrowie byli przygotowani, że negocjacje mogą potrwać do późnej nocy, a nawet że kompromis trzeba będzie odłożyć na później.

Dyrektywa o pracownikach delegowanych jest emblematyczna dla obecnych podziałów UE. Z jednej strony Europa Zachodnia, pod przewodnictwem Francji, która oskarża nasz region o dumping socjalny, czyli konkurencję ze strony nisko wynagradzanych i pozbawionych gwarancji socjalnych pracowników. Z drugiej strony Europa Środkowo-Wschodnia, na czele z Polską, która w tej ofensywie Paryża widzi próbę ograniczania unijnej swobody świadczenia usług. Dyskusja na temat dyrektywy trwa od półtora roku. Nowe przepisy przewidują przede wszystkim podniesienie płacy minimalnej z jej podstawowego poziomu do tzw. wynagrodzenia minimalnego, czyli powiększonego o wszystkie obowiązkowe składniki, jak dodatki na święta, na transport, za wysługę lat itp. Określa też maksymalny okres delegowania. Według Komisji miały to być 24 miesiące, Francja zażądała 12 miesięcy. Prezydencja estońska szukała kompromisu gdzieś pomiędzy. Ponadto nowa dyrektywa nakazuje przy wynagrodzeniach dla pracowników delegowanych branie pod uwagę wszystkich układów zbiorowych, nie tylko tych na poziomie krajowym, ale też branżowych czy lokalnych.

Kompromis w formie przygotowanej przez Estończyków był prawie gotów do zaakceptowania przez Polskę. Mimo że w praktyce od czasu przedstawienia bardzo przez nas krytykowanego projektu Komisji Europejskiej zmienił się na gorsze, bo np. jeszcze krótszy byłby okres delegowania. Inna jest jednak teraz sytuacja polityczna, bo Francja pod przywództwem nowego prezydenta Emmanuela Macrona zaczęła stawiać nowe żądania. Dlatego kraje naszego regionu, w tym Polska, gotowe były pójść na ustępstwa, żeby ocalić konkurencję w transporcie międzynarodowym i jak najbardziej złagodzić warunki delegowania dla kierowców tirów.