Nie chcę mówić za miliony

Z Tomaszem Kotem rozmawia Paulina Wilk

Publikacja: 17.04.2009 06:03

Nie chcę mówić za miliony

Foto: Forum

[b]RZ: Na co brakuje panu czasu?[/b]

Na rozwijanie hobby. Uwielbiam montować filmy, a nie mam kiedy. Jest też stos książek, które czekają, aż skończę je czytać. I chciałbym osiągnąć perfekcję w mówieniu językami obcymi. Za granicą denerwuje mnie, że nie mogę sobie pozwolić na swobodny przepływ myśli.

[b]A co pan robi z czasem, że na te sprawy go nie starcza?[/b]

Powiem krótko: robota, rodzina i codzienne życie.

[b]Nie przekonał mnie pan. Mam wrażenie, że wszyscy podejrzanie łatwo wyrzekamy się tego, co dla nas ważne.[/b]

O rzeczach ważnych mogę myśleć teraz, bo skończyłem grać w serialu. Jestem wolny, mam czas. Ale praca na planie „Niani” oznaczała dwumiesięczne bloki zdjęciowe, które po prostu wyjmowały mnie z życia. Wstawanie wcześnie rano, powroty do domu w korkach, krótki wieczór i... koniec dnia.

[b]Po ośmiu godzinach pracy na planie serialu myśli pan sobie: „Wszystko w porządku, tego chciałem”?[/b]

Jestem w Warszawie dopiero od pięciu lat – gram w serialach i filmach, próbowałem sił w dubbingu – ale wcześniej, zanim zacząłem studia w szkole aktorskiej w Krakowie, pracowałem w teatrze. Jak na moje 32 lata mam spory staż sceniczny. Tutaj ciągle się rozglądam, próbuję nowego.

[b]Jako nastolatek zgłosił się pan do pracy w teatrze w Legnicy. Co pana popchnęło?[/b]

Długo się zastanawiałem, skąd wzięła się we mnie ta odwaga – bo trzeba przecież pokonać strach, gdy się wychodzi przed ludzi i coś pokazuje. Może zrobiłem to na przekór mamie. Zawsze bała się, co powiedzą inni. No więc wybrałem zawód, w którym najważniejsze jest właśnie, co powiedzą.

[b]I jak pan reaguje, kiedy mówią? O publiczność nie pytam, bo jest pan aktorem lubianym, ale co pan czuje, czytając recenzje?[/b]

Uodporniłem się na nie jeszcze w Krakowie. Zaraz po dyplomie grałem w Teatrze Bagatela, krytycy wyżywali się na naszych spektaklach niemiłosiernie i wtedy przestałem się przejmować. Teraz wiem, jakich ocen się spodziewać. Za seriale nikt nie będzie mnie chwalił.

[b]A może krytycy mają rację, wymagając od pana więcej?[/b]

Jeśli padają sensowne argumenty, to jestem na nie gotowy. Ale gdy w recenzji spektaklu, który sporo mnie kosztował, czytam: „Od chwili, gdy aktorzy wchodzą na scenę, można się spodziewać sitcomu”, to jak mam ją traktować poważnie? Dziś mało kto analizuje spektakle – ich scenografię, muzykę, reżyserię. Aktorów obarcza się odpowiedzialnością za całość. Pewnie dlatego, że wszystko trzeba zmieścić w 15 zdaniach. Skoro tak, nie ma sensu przejmować się wymaganiami recenzenta.

[b]A czego pan od siebie oczekuje?[/b]

W teatrze zawsze chciałbym doświadczać czegoś nowego albo pracować z kimś ciekawym. Zakładam, że będę uprawiał ten zawód przez następne 30 lat, a więc każdy spektakl jest jednym z wielu. Oczywiście, marzę o kolejnych rolach dramatycznych i poważnej roli filmowej, i myślę, że one przyjdą. Ostatnio odmówiłem udziału w kolejnej serii komediowej, bo nie chciałbym tej linii kontynuować.

[b]Myśli pan o tym, co pana role znaczą dla ludzi?[/b]

Wagę roli poczułem po „Skazanym na bluesa”. Pewien chłopak powiedział mi, że jego brat jest w ośrodku odwykowym, a po tym filmie zaczął grać na gitarze. Po projekcji w klubie anonimowych alkoholików prowadzący spotkanie mówił, że ten film pokazuje, że można pokochać człowieka uzależnionego. Przy rolach komediowych takiego rezonansu nie ma: Skalski z „Niani” to postać komiksowa, czysta rozrywka. Ale teraz takich ról jest najwięcej. Po fali seriali kryminalnych kręci się komedie romantyczne. I co ja, jako aktor, mogę na to poradzić? Mogę się zupełnie wycofać z zawodu i czekać. Ale na to mnie nie stać.

[b]Chyba może pan też szukać.[/b]

To nie takie proste, twórcy filmu przygotowują pomysł, zbierają pieniądze i kiedy obsadzają role, dokładnie wiedzą, kogo chcą zatrudnić. Zazwyczaj to tamta strona zaprasza. Nie zdarza się, żeby o jakimś aktorze zapomniano.

[b]Czy popularność seriali kryminalnych i komedii romantycznych odzwierciedla nasze potrzeby, czy to sztucznie pompowany popyt?[/b]

Producenci stosują strategię bezpieczeństwa: jeśli film o danym charakterze okazał się sukcesem, kolejni idą w tym kierunku. Najpierw wszyscy gonili złodziei, teraz się całują, a za chwilę będą tańczyć.

[b]Ale telewizje badają oczekiwania widzów i według nich korygują scenariusze. Jak pan się czuje, gdy odtwarza rolę, którą widzowie niejako zamówili?[/b]

A jakie odczucie byłoby wskazane? Nie mam z tym najmniejszego problemu.

[b]Nie wolałby pan pracować w warunkach prawdziwej, nietworzonej z wyrachowaniem, relacji z widzem?[/b]

Mam to szczęście, że wykonuję zawód różnorodny. Jednego dnia gram w „Niani”, a za jakiś czas występuję w Teatrze Telewizji. Mój aktorski byt nie jest jednowymiarowy. Jestem wykształcony do wykonywania napisanych ról i tym się właśnie zajmuję. Jeśli ktoś inwestuje w produkcję serialu, sprawdza, czy mu się to opłaci. Cóż w tym złego?

[b]Niby nic, tylko pieniądz jest najważniejszy.[/b]

Mam świadomość, że występuję w produkcji komercyjnej. „Niania” jest formatem serialowym kupionym z USA i byłoby absurdalne domagać się w tych okolicznościach artystycznego spełnienia. Akceptuję warunki gry.

[b]A jak się pan odnajduje w świecie TVN? Jest pan jedną z twarzy tej stacji. Nie tylko gra pan w serialach, ale też reklamuje swoje role.[/b]

Większość oczekiwań związanych z promocją mi nie odpowiada. Nie interesuje mnie pozowanie z dzieckiem na okładce pisma. Nie chodzę na bankiety, na których ktoś nie może ze mną porozmawiać, bo obok czeka ktoś inny, a jeszcze inny ktoś chce mi zrobić zdjęcie. Odmawiam i chyba udało mi się stworzyć wizerunek nieciekawego faceta. Wielu ludzi wie, że nie ma po co do mnie dzwonić.

[b]Rozbawiać publiczność – to trudne?[/b]

Granica między byciem śmiesznym a błaźnieniem się jest cienka. W szkołach aktorskich tłumaczy się ją na przykładzie gagu ze skórką od banana. Gdy ktoś wywraca się na skórce, to może śmiesznie wygląda, ale tyłek i tak boli. Nawet w komedii trzeba zagrać prawdę. Do skończenia szkoły teatralnej pakowano mnie w ciemne mroki dramatyzmu, po dyplomie nadal byłem Henrykiem i Hamletem. Kulminacją tego mrocznego okresu okazał się „Skazany na bluesa”. Potem nastała telewizja z propozycjami śmiesznych ról.

[b]Czy Polacy mają poczucie humoru?[/b]

Tak, ale ono nie jest nieskończone. Nie wyobrażam sobie, by powstał u nas serial na wzór popularnej na Wyspach „Little Britain”, w której obśmiać można absolutnie wszystko. U nas śmiech nie może łamać tabu, bo byłby świętokradztwem. W oryginalnej wersji „Niani” główna bohaterka jest Żydówką i gros dowcipów dotyczy jej pochodzenia. W polskiej edycji zmieniono ją na dziewczynę z warszawskiej Pragi, bo co krok pojawiałyby się oskarżenia o antysemityzm. Ja nie potrafiłbym żartować z czyjejś choroby czy ułomności, ale granice każdy ustala indywidualnie.

Kiedy grałem w teatralnej wersji „Testosteronu”, widziałem, że śmieją się z niego głównie kobiety, więc przyjmowałem rolę w filmowej wersji bez obaw, że je urazimy. Nie jestem obrońcą stereotypu męskości, ale bawią mnie też zmieniające się oczekiwania. Teraz ideał ma być uroczy, romantyczny, wyrozumiały, gotujący, sprzątający i... powinien raz w miesiącu komuś przywalić.

Ja w szkole miałem z powodu choroby zwolnienie z wuefu, więc ominęła mnie rywalizacja w sferze bicepsów i owłosienia na klatce. Byłem nieobecny, a więc gorszy, ale wyszedłem z tych kompleksów dzięki teatrowi. Oczywiście nieśmiałość pozostała, ale na scenie chowam się za płaszczem roli – nie mówię w swoim imieniu.

[b]A dlaczego w swoim imieniu nie zabiera pan głosu w sprawach publicznych?[/b]

Nie mam w sobie społecznika i nie wierzę w siłę takich wypowiedzi. Poza tym moje pokolenie dorastało w niebywałej konfuzji. Mój równolatek w USA wybór ma prosty: zawsze republikanie albo demokraci. A ja oglądałem wiele zmian rządów i nie mam dziś pewności, co w Polsce idzie ku dobremu. Aktorzy mojej generacji nie mogą pełnić takiej roli jak Gustaw Holoubek czy Jerzy Stuhr, bo czasy się zmieniły. Nie ma dziś kina moralnego niepokoju i niewiele jest obrazów istotnych, jak „Komornik”. Chciałbym zagrać we współczesnym filmie, który mówi o nas coś ważnego. Mogę sobie ustawić poprzeczkę pod samym niebem, ale jeśli nikt mi nie zaoferuje takiej roli...

[b]Dlaczego pan rozkłada ręce i mówi: nic nie mogę. Nawet w komercyjnym Hollywood są różne warianty – Kate Winslet, odbierając Oscara, świętowała prywatny sukces, a Sean Penn wygłosił mowę polityczną. W Polsce to niemożliwe?[/b]

Możliwe, tyle że dla mnie sfera publiczna to jakiś nieustabilizowany, nieczytelny świat. Jestem wnukiem człowieka, który opowiadał, jak walczył o ustalenie granic, a ja oglądam ich zanikanie. Obywatelstwo trzeba dziś rozumieć inaczej. Żeby zaangażować się w sprawy publiczne, musiałbym być do czegoś w pełni przekonany, ale obserwowanie naszego świata mnie zniechęca. To choroba współczesności: brak jasnego przekazu. Politycy nie potrafią rozmawiać, odbijają tylko piłeczkę: nic z tego nie wynika, nie ma puenty. Była wielka afera o CBA, ale kto wie, czym się skończyła? Były nieprawidłowości, miał być raport i niby nawet był, ale co dalej? Wycofałem się ze śledzenia tych wydarzeń, szkoda mi czasu.

[b]Ale polscy twórcy, wycofując się z dyskursu medialnego, ustępują miejsca właśnie politykom i celebrytom.[/b]

Nie czuję się odpowiedzialny za zbiorowość, nie chcę brać na siebie takiej roli i mówić za miliony. Mój ojciec walczył dla „Solidarności”, widziałem jego wysiłek, a później rozczarowanie. Jestem z pokolenia, któremu życie publiczne kojarzy się z brakiem zaufania. Moim pierwszym wspomnieniem sprawy politycznej jest afera Art B, jakiś przewał i wielka ucieczka z kasą. Rząd Mazowieckiego, uniesienie podczas obrad Okrągłego Stołu, a potem okazuje się, że była jakaś cicha umowa. To w co ja mam wierzyć? Dziś, żeby zajmować się polityką, trzeba mieć w sobie wielkie pokłady masochizmu.

[b]A więc pozostaje nam dbać jedynie o życie prywatne?[/b]

Mamy wpływ na samych siebie i przez to możemy zmienić najbliższą rzeczywistość. Ale zauważyłem, że odkąd mam rodzinę, bardziej obchodzi mnie, co dzieje się wokół. Chodzi o drogę przed domem, zabezpieczenie przyszłości... Z wiekiem rozwijamy się, krystalizują się nasze racje. Wierzę, że ktoś z nas te mądre siwe głowy zastąpi. Ale teraz jesteśmy zbyt pochłonięci układaniem sobie życia. Sferą publiczną zajmiemy się, jak już spłacimy kredyty i wychowamy dzieci.

[ramka][b]Tomasz Kot[/b]

Nie czekał na egzamin w szkole aktorskiej, do pracy w teatrze zgłosił się sam, gdy miał 17 lat. Dyrektor sceny w Legnicy pozwolił mu uczyć się zawodu. Kot poświęcał aktorstwu dużo więcej czasu niż szkole, maturę musiał więc poprawiać. Ale do krakowskiej PWST dostał się bez problemu. Jeszcze na studiach otrzymywał role w Teatrze Telewizji, m.in. w reżyserowanym przez Jerzego Stuhra „Wyborze”. Po dyplomie grał w Legnicy i w Teatrze Bagatela w Krakowie, gdzie pojawił się m.in. w „Rewizorze”, „Ślubie” i „Testosteronie”.

Od 2004 r. mieszka w Warszawie i więcej czasu poświęca rolom serialowym – „Camera Cafe”, „Niania”, „Na dobre i na złe”, „Kryminalni”. Na dużym ekranie debiutował w 2005 r. głośną i wysoko ocenioną rolą w „Skazanym na bluesa”, gdzie wcielił się w Ryszarda Riedla, zmarłego lidera grupy Dżem. Później pojawił się także w komediach – „Testosteronie”, „Lejdis”, „To nie tak jak myślisz, kotku”, „Idealnym facecie dla mojej dziewczyny” oraz „Drzazgach”. [/ramka]

[i]Niania

20.00 | TVN | sobota

Skazany na bluesa

24.00 | TVP 2 | sobota[/i]

[b]RZ: Na co brakuje panu czasu?[/b]

Na rozwijanie hobby. Uwielbiam montować filmy, a nie mam kiedy. Jest też stos książek, które czekają, aż skończę je czytać. I chciałbym osiągnąć perfekcję w mówieniu językami obcymi. Za granicą denerwuje mnie, że nie mogę sobie pozwolić na swobodny przepływ myśli.

Pozostało 97% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu