Międzynarodowa ekipa realizująca film odbyła długą podróż, by dowiedzieć się, w jaki sposób globalizacja wpłynęła na produkcję wina w różnych regionach świata. Poczesne miejsce w tych wędrówkach zajmują Włochy i Francja. – Mam 75 lat i odczuwam pragnienie dzielenia się przyjemnościami życia z innymi ludźmi – mówi Yvonne, właścicielka 6-hektarowej winnicy we francuskich Pirenejach. Uprawą winorośli zajęła się w 1985 roku, po śmierci męża. Teraz – jak twierdzi – całą miłość przelewa na winorośl.
Podobny, pełen emocji sposób postrzegania wina jest wspólny dla większości winiarzy starej daty. – Od tysiącleci, w basenie Morza Śródziemnego, człowieka łączyła z winem niemal religijna więź – wyjaśnia właściciel winnicy w Langwedocji. – Idealne wino przekracza granicę czasu. Wymaga miłości, pokory, więzi z tym co nieprzemijające – ziemią i czasem.
Istnieją setki odmian. Smak i bukiet zapachowy zależą od rodzaju szczepów winogron, sposobu ich uprawy, klimatu i gleby. Sekrety te często przechodzą z ojca na syna. Dla większości właścicieli winnic istniejących od pokoleń istotniejsza od liczby rozlewanych butelek jest jakość znajdującego się w nich trunku. Uprawiają winorośl na kilkunastu, najwyżej kilkudziesięciu hektarach.
Ale dla współczesnych kapitalistów wino to przede wszystkim interes. Autorzy filmu składają m.in. wizytę w San Francisco, gdzie odwiedzają Roberto Mondaviego, przedsiębiorcę, którego winnica zadebiutowała na giełdzie w 1993 roku. Roczna produkcja – 120 milionów butelek, obroty – 500 milionów dolarów.
Liczby oszałamiają, ale co z jakością? Starzy winiarze uważają, że jest ono „oszukane”, bo bukiet smakowy i zapachowy, który powinien rozwijać się w miarę kosztowania trunku, bardzo szybko się wyczerpuje. Po pierwszych miłych wrażeniach przychodzi pustka. Znanym „poprawiaczem” jakości wina jest też Michel Rolland.– Stałem się latającym winiarzem – przyznaje. – Produkuję wina w 12 krajach. Współpracuję z największymi markami w naszej branży. Jestem wybrańcem losu.