Przyjechałem tu, żeby zrozumieć, co stało się po upadku komunizmu, i zobaczyć tę Rosję, której zwykle nie pokazują media – mówi Jonathan Dimbleby, narrator filmu. Miał okazję zobaczyć najrozmaitsze oblicza rosyjskiego imperium – od Murmańska po Petersburg i Moskwę. Położony za kołem polarnym Murmańsk prowokuje do historycznych przypomnień. Na mocy umowy podpisanej z III Rzeszą w roku 1940 był bazą dla niemieckich ubotów w ich drodze na Morze Norweskie lub Pacyfik.
Stamtąd ekipa filmowa udała się do Karelii, krainy legend i tajemnic, tysięcy rzek i lasów. Była okazja do podziwiania słynnych białych nocy, gdy słońce tylko na kilka godzin chowa się za horyzont. Dimbleby poznał też Babę Walję, miejscową znachorkę komunikującą się z dobrymi duchami, którą dawniej nawet komuniści prosili o pomoc. Rzucała zaklęcia na krowy, by je chronić przed atakami niedźwiedzi.
Petersburg, cieszący się opinią miasta kosmopolitycznego, przykuł uwagę Jonathana architekturą, ale przede wszystkim urokiem swoich mieszkańców. – Wszyscy są czarujący i chętnie mówią po angielsku – zauważa brytyjski podróżnik. – Ale ludzie myślą tam zupełnie inaczej.
Wieloletni komunistyczny reżim spowodował, że demokracja często nie kojarzy się Rosjanom z dobrem, lecz chaosem. Miejscowy socjolog pokazuje miasto ukryte za fasadami imponujących budowli. W „komunałkach” nadal mieszka 750 tysięcy ludzi. Jedną kuchnią i łazienką nadal dzieli się wiele rodzin.– W Związku Radzieckim przywykliśmy do różnych rzeczy – tłumaczy socjolog. – Ludzie umieją oddzielić to, co ważne, od codziennego życia. Ważne jest, żeby czuć się spełnionym.
Petersburg szczycący się 300-letnią tradycją wciąż dumny jest ze swego założyciela Piotra Wielkiego – wizjonera, ale i autokraty. Pod jego pomnikiem nad Newą nadal chętnie fotografują się nowożeńcy. Legendę tworzą też wydarzenia dużo późniejsze, z czasów II wojny światowej, gdy miasto przetrwało 900-dniową blokadę. Zginął wówczas milion ludzi – połowa mieszkańców.