30. rocznica Porozumień Sierpniowych była piękną okazją, by młodzieży zamiatającej rozporkami chodniki dać choćby namiastkę fajnej lekcji historii.
Czemu się nie udało? Historia jest u nas nadal rozciągliwą gumą, którą można w dowolny sposób naciągać i naginać. Sygnał daje Lech Wałęsa, w ostatniej chwili odwołując udział w najważniejszych uroczystościach, bo „dziś różnie można interpretować tamte wydarzenia”. Gubię się po raz pierwszy. Od kiedy człowiek legenda podważa znaczenie Sierpnia ’80? Potem prezes PiS pospołu z obecnym szefem „Solidarności” udają, że przespali ostatnie trzy dekady i dopiero co ich rozmrożono.
Brakuje tylko okrzyków „Precz ze Związkiem Radzieckim!”. Wreszcie premier Tusk, wygwizdany przez dresiarzy polityki, ciągnie wajchę w drugą stronę i próbuje dokonać cudu rozmnożenia zasług. Wychodzi na to, że „wszyscy” ze „wszystkimi” – to była „Solidarność”, bo „Solidarność” to nasze wspólne dobro. Znów się gubię. Nawet z moich dawnych doświadczeń w nocnym rozwieszaniu solidarnościowych plakatów wynika, że było inaczej.
Z polukrowaną wersją historii, że wolne związki zawodowe, wolność słowa i obalenie komuny to dzieło całego narodu, kłócą się także orędzia dawnych przywódców „S”. Twierdzą, że dzisiejsi działacze nie mają tyle odwagi, co oni. A cóż to była za odwaga, skoro za „Solidarnością” byli wtedy podobno nawet najważniejsi ludzie PZPR: Kiszczak, Jaruzelski czy Ciosek? Ten ostatni uchodzi dziś w TVN 24 za wybitnego eksperta w dziedzinie obalania komuny. Tak się ostatnio u Anity Werner wspaniale rozdwoił, że w jednej chwili łkał: „Każdy z nas jest cząstką tej „Solidarności”, a zaraz potem grzmiał: „Umieliśmy się powstrzymać od strzelania!”?
Myśl, jaka z okazji rocznicy płynęła z większości komentarzy w całodobowym kanale informacyjnym, była taka, że łatwiej było się kiedyś dogadać komunie z opozycją niż dzisiaj Platformie z PiS. Chwila moment. Czy Platforma strzelała do PiS albo PiS aresztował wierchuszkę Platformy, żeby królowie PRL byli dziś kreowani na wyrocznie w kwestiach bieżącej polityki? To może i Lenin powróci na skwery?