Z jednej strony wspaniałe dryblingi, rajdy po lewym i prawym skrzydle, perfekcyjne wymuszanie fauli, z drugiej – cudowny skok w dal od polityki i wynik, który innych przyprawiłby o zawrót głowy. Ale nie jego. Zawody się kończą, czas wracać do szatni, a jak wygląda męska szatnia lekkoatletyczna, pamięta każdy, kto był choć raz. Klimat i powietrze nieskalane cywilizacją, sama natura. Jak w polskiej polityce. Oto zgodnie z dewizą „Z dala od polityki”, jak poinformowały najważniejsze stacje telewizyjne, sam przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek zaangażował się w kampanię wyborczą Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu, na którym ciąży sześć prokuratorskich zarzutów, w tym pięć korupcyjnych.
Kiedy przed wyborami sopockie koło PO poparło Karnowskiego, premier zapowiedział, że nikt, kto ma zarzuty prokuratorskie, nie uzyska od niego zgody na wykorzystywanie szyldu Platformy. „Jacek Karnowski jest gwarantem dynamicznego i pozytywnego rozwoju Sopotu” – odbił piłeczkę Sławomir Nowak. Czego gwarantem tak naprawdę jest Karnowski, szalenie trudno się domyślić. Ale Tuskowi chyba zrobiło się przykro, że go nad morzem nie posłuchano. Więc teraz mówi tak: „Nie będę głosował na Jacka Karnowskiego w drugiej turze wyborów prezydenta Sopotu (...) Z drugiej strony nie dziwię się ludziom, dotyczy to także mojej rodziny i przyjaciół, którzy głosują na Jacka Karnowskiego”. Na koniec zaś, jak przystało na króla pola karnego – wspaniały gol z przewrotki. „Zdania nie zmieniam, ale wolałbym mieszkać w Sopocie rządzonym przez Karnowskiego” – dopowiada Donald Tusk. Poparł, nie popierając, i nie poparł, popierając. Czyż nie przypomina to mistrza gatunku i pamiętnych „Jestem za, a nawet przeciw” albo bardziej „Nie chcem, ale muszem”?
Dziś jednak Lech Wałęsa idzie dalej. Chciałby – jak mówi – by Januszowi Palikotowi udało się wejść z nową partią do Sejmu. To, że była głowa państwa z Matką Boską w klapie popiera wroga nr 1 polskiego Kościoła, lewaka, który opowiada o prostytucji polskich kardynałów, jest dziecinnie proste do wytłumaczenia – jak bajki o zaczarowanym ołówku czy Bolku i Lolku. Ale że kibicuje komuś, kto o jego ulubionym Tusku mówił ostatnio same najgorsze rzeczy, to już chyba wynik jakiegoś wstrząsu. Być może przeżytego dawno temu, gdy w kościołach śpiewano jeszcze „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”. Właśnie, czy generał Jaruzelski nam to wszystko wybaczy? Nie sądzę. Dziś miłość, moi mili, to nie on.