Starsi Panowie Dwaj, Isaura i podpaski w „radiu z lufcikiem"

60-letnia historia TVP to materiał na operę mydlaną, sitcom i kino moralnego niepokoju w jednym. Za komuny z wizji wyrzucano za religijną biżuterię i czerwonego diabła, ale właśnie w tych siermiężnych czasach powstawały ambitne programy, które biją na głowę dzisiejsze produkcje.

Publikacja: 28.10.2012 14:01

Bohaterowie brazylijskiego serialu „Niewolnica Isaura", Rubens de Falco (z lewej) i Lucelia Santos z

Bohaterowie brazylijskiego serialu „Niewolnica Isaura", Rubens de Falco (z lewej) i Lucelia Santos z wizytą w TVP w 1985 r.

Foto: TVP/PAP, Michał Stankiewicz mst Michał Stankiewicz

Red

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Początki Telewizji Polskiej były skromne, ale od razu unosił się nad nimi propagandowy swąd. Pierwszy program trafił na antenę 25 października 1952 r. O godz. 19 z eksperymentalnego studia Instytutu Łączności na warszawskiej Pradze poszła w świat 30-minutowa audycja muzyczno-baletowa. Ów „świat" był bardzo mały. Program można było bowiem oglądać tylko na 24 odbiornikach, rozlokowanych w klubach i świetlicach. Taneczne pląsy ze studia przy ulicy Ratuszowej śledziło więc góra 2 tys. osób. Termin startu nie był przypadkowy – dzień później odbywały się wybory do Sejmu PRL – można więc było z tej okazji obwieścić kolejny sukces partii na froncie modernizacji kraju. Przemilczano fakt, że nie był to pierwszy polski program telewizyjny. Rozgłośnia Polskiego Radia w Katowicach przeprowadziła transmisję telewizyjną już w 1931 r., a cztery lata później rozpoczęto prace nad uruchomieniem stacji TV w Warszawie. 26 sierpnia 1939 r. ze studia w wieżowcu Prudential wyemitowano m.in. recital Mieczysława Fogga oraz ówczesny kinowy hit – „Barbara Radziwiłłówna". Stały program miał ruszyć za rok. Plany utelewizyjnienia kraju pokrzyżowała wojna.

Znaczącą datą w dziejach TVP jest rok 1953. 6 listopada w „radiu z lufcikiem" – jak podrwiwał Stefan „Wiech" Wiechecki – pojawił się pierwszy spektakl teatru telewizji. Nieliczni widzowie, szczęśliwi posiadacze importowanych z ZSRR odbiorników (pierwszy polski telewizor pojawi się dopiero za dwa lata), obejrzeli „Okno w lesie", adaptację sztuki Leonida Rachmanowa i Jewgienija Ryssa z radziecką Wielką Wojną Ojczyźnianą w tle. Tak narodził się nowy gatunek w dziejach polskiej Melpomeny. Aż do lat 60. aktorzy grali na żywo, a przedstawienia nie były rejestrowane. Kiedy pojawiła się „taśma telerekordingowa", widowisko można było nagrywać, korzystając z technik zarezerwowanych wcześniej dla kina, czyli montować, kadrować i filmować w plenerze. Na afiszu telewizyjnej sceny pojawiło się łącznie 4 tys. spektakli.

Cola jak kosmos

Na przykładzie Teatru TV widać też, że repertuar telewizji publicznej od początku był papierkiem lakmusowym zmian społecznych i politycznych. A może nawet ich forpocztą. Tak można zinterpretować start „Teatru Sensacji Kobra". Cykl, w ramach którego zaczęto prezentować adaptacje zachodnich kryminałów i science fiction, gatunki w czasach socrealizmu uznawane za klasowo niesłuszne, trafił na wizję w styczniu 1956 r., czyli jeszcze przed październikowym przełomem. Szybko zresztą stał się jednym z najpopularniejszych programów. Inscenizując zachodnie fabuły, reżyserzy musieli zadbać o odtworzenie tamtejszych realiów, które statystycznemu obywatelowi wydawały się fantasmagorią rodem z Lema. Wizja knajpy albo sklepu, w których w wolnej sprzedaży są Coca-Cola, whisky czy Marlboro, w siermiężnych latach 50. była równie fascynująca i nieosiągalna jak lot w kosmos.

Na fali październikowej odwilży w TVP (1958) pojawił się też Kabaret Starszych Panów. Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski uosabiali epokę i wartości, które chciano wymazać. We frakach, w cylindrach, sztuczkowych spodniach (z namalowanymi ręcznie prążkami, bo oryginalnego materiału nie dało się kupić), z nienagannymi manierami, posługujący się wykwintną, pełną archaizmów polszczyzną przypominali, że jeszcze niedawno świat hrabin, rządców, dam i huzarów, szlachciurów i Maciejuńciów nie był fikcją. Nostalgię za bezpowrotnie utraconą II Rzeczpospolitą nasączali teatrem absurdu. Z jednej strony zachowując arystokratyczną kindersztubę, kontestowali siermiężną rzeczywistość PRL, a jednocześnie z niej pokpiwali, pokazując, że w czasach Becketta, Ionesco, rock and rolla i popkulturowej rewolucji ta salonowość była reliktem.

W latach 60., tak jak w całym kraju, w TVP zapanowała mała stabilizacja. Można już było kręcić seriale uznawane wcześniej za burżuazyjną rozrywkę pośledniego sortu. Pierwszy rodzimy przedstawiciel tego gatunku, serial kryminalny „Barbara i Jan", w którym para reporterów prasowych, granych przez Janinę Traczykównę i Jana Kobuszewskiego, zajmuje się demaskowaniem konfliktu pomiędzy kierowniczką świetlicy a prezesem spółdzielni rolniczej i innymi równie zajmującymi intrygami, warto obejrzeć tylko ze względu na realia (film kręcono także w naturalnych wnętrzach). W tej dekadzie pojawiły się jednak nakręcone z rozmachem, filmowymi metodami, przyzwoite seriale sensacyjne, bijące rekordy popularności także za granicą: „Stawka większa niż życie" (filmowy Kloss, Stanisław Mikulski, był gwiazdą m.in. w Mongolii oraz w Szwecji, gdzie zrobiono o nim komiks), a zwłaszcza „Czterej pancerni i pies" (po emisji w Papui-Nowej Gwinei tubylcy dawali noworodkom imiona Gustlik, Janek, Marusia). To były dobrze skrojone fabuły, choć lansujące kłamliwy obraz historii.

Gomułka bez kapci

W latach 60. produkcja telewizorów ruszyła pełną parą, przybywało abonentów, rosły też oczekiwania widowni i zapotrzebowanie na skandal. Kolorowej prasy wtedy nie było, cenzura filtrowała każde słowo i każdy obraz, które pojawiały się na wizji, publiczność puszczała więc wodze fantazji. Bodaj największym domniemanym skandalem dekady jest historia o tym, jakoby prowadzący „Misia z okienka" Bronisław Pawlik, po zakończeniu programu, nie wiedząc, że jest na wizji, rzucił do kamery propozycję, żeby dzieci oglądające dobranockę pocałowały misia „w dupę". Pawlik zdementował plotkę, stwierdził nawet, że obserwując karierę legendy, żałuje, iż nigdy nie wypowiedział tych słów. Mimo to do dziś wiele osób twierdzi, że widziało i słyszało, jak aktor zachęcał gawiedź do pieszczot. Legendę podsyca fakt, że nagranie programu się nie zachowało.

Inna domniemana awantura dotyczy Kaliny Jędrusik. Seksbomba ponoć naraziła się Zofii Gomułkowej, występując podczas koncertu dla robotników w sukni z ogromnym dekoltem i krzyżykiem na szyi. Żona pierwszego sekretarza PZPR ponoć ze złości rzucała kapciami w telewizor. Inna wersja głosi, że rzucał sam Gomułka. Tę plotkę prostuje jego syn, który twierdzi, że ojciec miał kłopot ze stopami i chodził w obuwiu ortopedycznym, a kapci nigdy nie nosił.

Towarzysz Wiesław miał podobno romans z sekretarką, więc żeby odwrócić uwagę połowicy, robił, co mu kazała. Kiedyś szedł na żywo wieczór poezji i muzyki średniowiecznej, którego ilustrację stanowiło malarstwo z tamtego okresu. W pewnym momencie na ekranie pojawił się obraz Matki Boskiej. Za chwilę w telewizyjnej dyżurce zadzwonił telefon: „Zdjąć! Natychmiast!" – wrzeszczał zaalarmowany przez żonę Gomułka. Przerażeni realizatorzy tłumaczyli, że nie da rady, bo za mocno przybity – wspomina poeta Ernest Bryll.

Emerytowany operator TVP opowiada, że za jego kadencji pracę stracił scenograf szopki noworocznej. Powód? Lalkowy diabeł był czerwony, co zdaniem szefostwa mogło budzić „niewłaściwe skojarzenia".

Prawdziwe skandale nadeszły wraz z epoką Edwarda Gierka. Pisarka Wanda Chotomska wspomina, że odrzucono kiedyś jej scenariusz programu dla dzieci. Poszło o to, że bohater bawił się patykiem. „Okazało się, że jakiś ważny dyrektor ma na nazwisko Patyk. Nie miałam o tym pojęcia" – wspomina.

Kiedy indziej Joanna Rostocka wystąpiła na antenie z krzyżykiem na łańcuszku. – Została odsunięta od prowadzenia teleturnieju „Wielka gra" – dodaje reżyser Janusz Zaorski.

W 1970 r. TVP uruchomiła swój drugi kanał. Telewizja była wtedy nośnikiem propagandy sukcesu, która miała przekonać obywateli PRL, że pod rządami Edwarda Gierka kraj jest 10. potęgą gospodarczą świata i wygrywa z Zachodem, również na froncie muzyki pop. Dotkliwie przekonał się o tym Krzysztof Krawczyk, który startował w konkursie festiwalu piosenki w Sopocie w 1978 r. Mimo że wypadł najlepiej, w głosowaniu widzów telewizji krajów demokracji ludowej przegrał z belgijskim trio Dream Express.

Z porażką nie potrafił się pogodzić ówczesny prezes Radiokomitetu Maciej Szczepański. „Zdjąć ch... z anteny!" – miał ponoć zarządzić. Spekulowano, że „Krwawy Maciuś" szalał, bo liczył na przejażdżki jachtem, który był główną nagrodą. Być może to kolejna plotka, ale Krawczyk na kilka lat zniknął z wizji.

Lata 70. zaznaczyły się w ramówce ekspansją zachodniej popkultury. Na ekranie pojawiły się popularne seriale zza żelaznej kurtyny, takie jak „Kojak", „Ja, Klaudiusz" i „Pogoda dla bogaczy", a w studiu TVP nagrała recital ABBA. Radiokomitet inwestował też w produkcję rodzimych seriali przygodowych i sensacyjnych, inspirowanych zachodnim kinem rozrywkowym jak „Czarne chmury", „Janosik" i „Życie na gorąco". Producencki boom skończył się wraz z rządami Edwarda Gierka. W latach 80. TVP sporadycznie porywała się na kręcenie kosztownych filmów historycznych i sensacyjnych. Twórcy, którzy się na to decydowali, musieli kombinować. Na przykład w serialu „Rycerze i rabusie", żeby uniknąć kosztownej inscenizacji bitwy pod Grunwaldem, reżyser Marek Piestrak zacytował fragmenty „Krzyżaków" Aleksandra Forda.

Porno z apaszką

W czasie „karnawału »Solidarności«" w TVP nieco zelżała cenzura. Na małym ekranie zagościł kabaret Jana Pietrzaka. „Władza dostawała w dupę, więc się podlizywała społeczeństwu" – mówi związany z opozycją demokratyczną satyryk.

Regres przyszedł wraz z wprowadzeniem stanu wojennego. „Władza poszła na konfrontację" – mówi Ernest Bryll. Dlatego w 1982 r. repertuar TVP był wybrakowany i nasączony propagandą tak jak ówczesne życie publiczne w kraju.

– Przed świętami pokazywano reportaże z targowisk, na których robotniczo-chłopskie trójki ścigały wiejskie baby handlujące jajami. Chciano udowodnić, że za braki w zaopatrzeniu odpowiedzialni są spekulanci, a nie partia – dodaje Pietrzak.

Po zniesieniu stanu wojennego władze markowały liberalny kurs. W promowaniu nowego oblicza sekundowała partii TVP. To wtedy na antenie pojawiła się „Niewolnica Isaura", brazylijska telenowela, która gromadziła blisko 90-procentową widownię, co stanowi do dziś niepobity rekord oglądalności.

Jeszcze bardziej ekscytujące były jednak plotki o tym, że TVP po sobotnim kinie nocnym emituje filmy... pornograficzne. Sygnałem, że taki seans jest przewidziany, miały być czerwone dodatki (apaszka, kwiat w butonierce) w garderobie spikerów, pełniących tego dnia dyżur na wizji.

Wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu, TVP wyemitowała tzw. „Różową serię", cykl francuskich filmów erotycznych inspirowanych literacką klasyką. W jednym z odcinków zagrała Paulina Młynarska. O tym, jak bardzo naród pożądał erotyki, świadczyła oglądalność – pierwsze cztery odcinki zgromadziły 62-procentową widownię, mimo że nadawano je grubo po północy. Koniec dekady przyniósł jeszcze jedno novum – „W labiryncie", pierwszą polską telenowelę.

Od zera do bohatera

W latach 90. TVP dzielnie sekundowała Polakom w odkrywaniu uroków konsumpcji i raczkującego kapitalizmu. Ikoną początków transformacji było „Koło fortuny", polska wersja amerykańskiego hitu, prowadzona przez Wojciecha Pijanowskiego. To był pierwszy teleturniej, który nie tylko oferował ogromne nagrody, ale także nie uzależniał ich (a przynajmniej nie tylko) od wiedzy i przygotowania uczestników, lecz od ślepego trafu. Każdy więc mógł zostać milionerem bohaterem. „Koło fortuny" trafiło w swój czas – oglądalność programu sięgała 10 mln osób. Inną telewizyjną ikoną były spoty reklamowe, w których Anna Patrycy i Kasia Niekrasz z „pewną taką nieśmiałością" wymieniały zalety podpasek Always. Kampania wywołała debatę na temat upubliczniania intymnych sfer cielesności. Księża gromili telewizję z ambon, a koncern Procter & Gamble zacierał ręce z radości – sprzedaż jego produktu wzrosła trzykrotnie. Błaha z pozoru reklama przyczyniła się też do przełamania bariery kulturowej. Tym ostatnim zajęły się potem prywatne stacje telewizyjne, które szybko zaczęły deptać TVP po piętach. Przyzwyczajona do monopolistycznej pozycji na rynku, uzależniona od politycznych roszad na szczytach władzy zaczęła tracić przewagę. Jedynym gatunkiem, którym góruje nad konkurencją, pozostają telenowele i seriale. Lustrem społecznych przemian, miejscem eksperymentów i premier programów – reality show, talk-show i sitcomów – są dziś prywatni nadawcy. Ale to temat na inną opowieść.

Polskie seriale telewizyjne z lat 60. biły rekordy popularności, także za granicą. Po emisji „Czterech pancernych..." w Papui-Nowej Gwinei tubylcy nadawali swoim dzieciom imiona Gustlik, Janek i Marusia.

Październik 2012

Polecamy

"To była bardzo dobra telewizja"
Dariusz Michalski,
MG 2012, 59,90 zł

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Początki Telewizji Polskiej były skromne, ale od razu unosił się nad nimi propagandowy swąd. Pierwszy program trafił na antenę 25 października 1952 r. O godz. 19 z eksperymentalnego studia Instytutu Łączności na warszawskiej Pradze poszła w świat 30-minutowa audycja muzyczno-baletowa. Ów „świat" był bardzo mały. Program można było bowiem oglądać tylko na 24 odbiornikach, rozlokowanych w klubach i świetlicach. Taneczne pląsy ze studia przy ulicy Ratuszowej śledziło więc góra 2 tys. osób. Termin startu nie był przypadkowy – dzień później odbywały się wybory do Sejmu PRL – można więc było z tej okazji obwieścić kolejny sukces partii na froncie modernizacji kraju. Przemilczano fakt, że nie był to pierwszy polski program telewizyjny. Rozgłośnia Polskiego Radia w Katowicach przeprowadziła transmisję telewizyjną już w 1931 r., a cztery lata później rozpoczęto prace nad uruchomieniem stacji TV w Warszawie. 26 sierpnia 1939 r. ze studia w wieżowcu Prudential wyemitowano m.in. recital Mieczysława Fogga oraz ówczesny kinowy hit – „Barbara Radziwiłłówna". Stały program miał ruszyć za rok. Plany utelewizyjnienia kraju pokrzyżowała wojna.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Telewizja
Teatr TV odbił się od dna. Powoli odzyskuje widownię i artystów
Telewizja
Teatr Telewizji: Zgubny pęd za trendami
Telewizja
Polityka czy muzyka: Kombi Łosowskiego i Lombard w TV Republika, Martyniuk w Polsacie, Adams w Dwójce
Telewizja
Nie będzie „Sylwestra Marzeń”. Koniec koszmaru mieszkańców Zakopanego
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”