Myślałem o tym, czy na nią zasługuję. Liczyłem też, że uzyskam od reżysera odpowiedź na pytanie, jaki ma być ten mój współczesny Konrad. Usłyszałem, że ma być… współczesny. Być może chodziło o to, bym przestał się zastanawiać, jak grać, tylko myślał o tym, co mówię, postarał się zaufać słowu, które jest tu najważniejsze. W spektaklu nie ma muzyki. Tylko dwa razy rozbrzmiewa teatralny gong. Wskazówek szukałem w błysku oczu reżysera i kolegów aktorów.
Nie prosił pan o rady Jerzego Trelę i Henryka Talara, którzy wcześniej grali Konrada?
Teraz zostali obsadzeni w roli jego przeciwników – konserwatystów. Jerzego Trelę zapytałem: „Jak grać?” Odpowiedział: „Kieruj się intuicją, nosem”. Ale zapamiętałem z jego wspomnień, że Konrad Swinarski, w którego spektaklu występował, był na próbach w ciągłym ruchu. Takim też jawi się Konrad w naszym przedstawieniu: jest pobudzony, poszukujący. Ma idee i najpierw o nie walczy, a potem sam je podważa.
Tak samo miotają się Polacy. Myślę, że „Wyzwolenie” pokazuje skrajności naszego narodowego charakteru. Z jednej strony mamy umiejętność mobilizacji, „pospolitego ruszenia”, a z drugiej – jesteśmy kłótliwi i uwielbiamy narzekać. Jednak dramatu Wyspiańskiego nie da się opowiedzieć czy zamknąć w jednej formule. Gramy Polskę.
Wyspiański radzi, byśmy nie mówili o niej zbyt często, tylko ją budowali i przestali nareszcie być Chrystusem narodów.
Chodzi o to, by nie przefilozofować Polski, a niestety ciągle to robimy. Myślimy o sobie źle i często robimy naszemu krajowi złą reklamę. Tymczasem kiedy bywam za granicą, słyszę, że o Polakach mówi się dobrze, bo potrafimy solidnie pracować, z pasją. Dlatego bądźmy sobą i bądźmy dumni z tego, że sobą jesteśmy.