To kolejny tekst Wojtyszki, w którym „ożywają” postaci historyczne. Autor wprowadza do swoich dramatów Piłsudskiego, Żeromskiego i Wyspiańskiego, ale także Petrarkę i Bocaccia, Rossiniego, Wagnera, Bułhakowa. A wszystko po to, by w historycznym kostiumie ścierać ze sobą wciąż żywe poglądy. Tu interesują go „niebezpieczne związki” pomiędzy carycą Katarzyną II a francuskim filozofem Denisem Diderotem.
Diderot fascynował Katarzynę. Ciekawiły ją jego niekonwencjonalne poglądy filozoficzne, jak i bogate życie erotyczne, podsumowane w perwersyjnym dziełku „Niedyskretne klejnoty”. Sztuka Wojtyszki koncentruje się na kilkumiesięcznym pobycie filozofa na petersburskim dworze w 1774 roku.
Ale znajomość miała znacznie dłuższy staż, wcześniej korespondowali ze sobą przez dziesięć lat. Caryca, zorientowana w problemach finansowych myśliciela, zaproponowała wykupienie należącej do niego biblioteki, przyznając mu prawo do dożywotniego jej użytkowania oraz sowitą pensję bibliotekarza. Libertyn przyjął ofertę, nie do końca przyjmując do wiadomości, że podpisuje coś w rodzaju cyrografu.
Legendarny przepych rosyjskiego dworu znajduje na scenie Teatru im. Słowackiego zaskakująco powściągliwą, umowną formę. Za jedyną dekorację służy imponująca lustrzana ściana (znakomite dzieło scenografki Anny Sekuły), przypominająca i pełne pompy wyposażenie sal Pałacu Zimowego, i kapiące od złota cerkiewne Carskie Wrota. Mocne, milczące tło sugeruje ośrodek władzy i centrum kultu jednocześnie.
Przedstawienie oparte jest na racjach i emocjach. Szkoda, że nie zawsze artykułowanych z równą siłą. Obok świetnych ról Lidii Bogaczówny (caryca Elżbieta) czy Joanny Mastalerz (Katarzyna II) blado i nieprzekonywająco wypada Diderot Tomasza Międzika – aktorsko bezbarwny i pozbawiony charakteru.