Czytaj też: [link=http://www.rp.pl/artykul/9147,430843_Walka_aktorki_z_rezyserem.html]Walka aktorki z reżyserem[/link]
Pozornie nie ma dwóch bardziej różniących się postaci niż hollywoodzka gwiazda i francuska filozofka, myślicielka, Żydówka, zajmująca się z pasją myślą chrześcijańską. Wspólna jest jednak pewnego rodzaju legenda powstała wokół nich.
T.S. Eliot pisał o Weil w przedmowie do napisanego przez nią „Zakorzenienia”: „Musimy po prostu poddać się oddziaływaniu jej osobowości geniusza, pokrewnego geniuszowi świętych. Być może słowo „geniusz” jest nieodpowiednie.
Jedyny duchowny, z którym kiedykolwiek rozmawiała na temat swej wiary i własnych wątpliwości, powiedział: Sądzę, że jej duch jest nieporównywalnie większy od jej geniuszu”. Dążąca do doskonałości Weil i szukająca spełnienia dla swojego talentu Monroe mogą mieć więc – nieoczekiwanie – całkiem sporo cech wspólnych.
Po spektaklu Krystiana Lupy nie należy się jednak spodziewać prostego przełożenia biografii Simone Weil na scenę. Reżyser wprowadził jeszcze jedną postać, aktorkę Elżbietę Vogler z filmu Ingmara Bergmana „Persona”. To ona po 30 latach próbuje się zmierzyć z zaproponowaną jej przez młodego reżysera rolą Simone Weil.