"Nie ma potrzeby, by aktor zgadzał się z reżyserem nawet w fundamentalnych kwestiach" – taką opinię wygłasza jeden z bohaterów w pierwszych minutach czterogodzinnego spektaklu "Persona. Ciało Simone", który jest drugą częścią tryptyku. W kolejnych obnaża się brak klarownej reżyserskiej wizji oraz słabość gry aktorskiej. Wszystko to sprawia, że coraz mniej zgadzamy się z Lupą.
[srodtytul]Reżyserskie gierki[/srodtytul]
Najmocniejsze pozostały sceny, w których aktorzy wspomagani są ruchomym obrazem z kamery, a ich recytacja – tekstem wyświetlanym na podwieszonym ekranie. Spektakl w warszawskim Teatrze Dramatycznym okazuje się jedynie niedoskonałym, nieskończonym zapisem prób.
Bohaterką drugiej części swojego długo oczekiwanego dzieła inscenizator uczynił aktorkę (Małgorzata Braunek)mającą zagrać rolę francuskiej myślicielki Simone Weil. Podczas kilkugodzinnego spektaklu przechodzi ona drogę od negowania pomysłu reżysera, przez podjęcie jego niezrozumiałej wizji, aż po stopienie się z graną przez siebie postacią.
Aktorka nosi nazwisko Elżbiety Vogler. Tak jak bohaterka filmu "Persona" Ingmara Bergmana. Pomimo że propozycja grania Weil wydaje się jej początkowo niestosowna, prowokowana przez reżysera zaczyna pracować nad rolą. Pojawiając się na próbach, godzi się na udział w niezrozumiałych dla siebie ustawieniach, które mają w niej wyzwolić Simone.