[b]Rz: Co zainspirowało pana do adaptacji „Złego” z autorskim, współczesnym finałem?[/b]
[b]Wojciech Tomczyk:[/b] W 2008 r. rozmawialiśmy z Janem Buchwaldem, dyrektorem Teatru Powszechnego, o powieści Tyrmanda. Nagle zadrżała ziemia. Wibracje były słabo wyczuwalne, ale kiedy poprosiłem o szklankę wody i postawiłem ją na stole – szklanka pękła, woda się wylała. Wbijano pale pod Stadion Narodowy. W tej sytuacji postanowiłem nie powtarzać zabiegu Tyrmanda. Opisał Warszawę z początku lat 50. zdominowaną przez wznoszony wówczas Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina – nie wspominając o nim ani słowa. Bohaterowie ostentacyjnie omijają największy plac budowy stolicy. W adaptacji nawiązałem do powstania Stadionu Narodowego. Trudno było zignorować znak tak wyrazisty – szklanka pękła przecież w akcie kontestacji, jako taka szklana Kasandra.
[wyimek] [b][link=http://www.rp.pl/temat/65733.html]Więcej zdjęć w Popołudniówce agencji Fotorzepa[/link][/b][/wyimek]
[b]Przeniósł pan podziemie gospodarcze lat 50. we współczesne czasy, bo chciał pan pokazać, że korzenie wielkich fortun tkwią w poprzednim ustroju?[/b]
Czy ja wiem? Historia o tym, skąd się wzięła współczesna elita gospodarcza, wciąż jest do opisania. Myślę, że siła „Złego”, który ukazał się po śmierci Stalina, ale opisuje czasy wcześniejsze, polega na tym, że Tyrmand nie liczył się z cenzurą. Pokazał prawdziwą rzeczywistość, a nie tę zadekretowaną przez polityków. To się rymuje z naszymi czasami, dziś nie ma jednej obowiązującej prawdy – jednego wykładnika tego, co mamy kochać albo nienawidzić. Przynajmniej mam taką nadzieję. Żywotność „Złego” potwierdza fakt ukazania się w ostatnich latach co najmniej kilku powieści nawiązujących do niego. W „Słowiku z Moskwy” Grzegorza Gortata Tyrmand wręcz występuje. Można jeszcze wspomnieć „Uwikłanie” Zygmunta Miłoszewskiego.