Nie ma się co dziwić, że jedna z najchętniej kupowanych powieści ostatnich lat, „Pięćdziesiąt twarzy Greya" Eriki Leonard ukrywającej się pod pseudonimem E.L. James trafiła na deski sceny. Pornoczytadło dla kucharek przetłumaczone na 50 języków rozeszło się w ponad 70 milionach egzemplarzy! Czytelniczki rumieniły się z podniecenia, krytycy załamywali ręce. Teatralni twórcy postąpili więc tak, jak kiedyś w Polsce z powieścią „Trędowata". Stworzyli jej sceniczny pastisz.
„Klaps! 50 twarzy Greya" to błyskotliwie napisany, skrzący się dowcipem, i niewątpliwie pachnący komercją spektakl, który będzie kolejnym hitem teatru Polonia Krystyny Jandy.
W minimalistycznej scenografii obserwujemy męki twórcze autorki powieści (gra ją Marta Walesiak), która łaknie sukcesu. Żyje jak szara myszka, marzy o wielkiej miłości i jest świadoma, że codziennie musi tłumić w sobie nieokiełznane żądze. Postanawia więc obdarzyć nimi parę bohaterów swej powieści.
Każde z nich pojawia się na scenie w tym wcieleniu, jakie obmyśliła pisarka. Mamy więc piękną Nataszę Wood, która z naiwnością dziewczęcia wchodzi w arkana dojrzewania i sztuki kochania. Mamy Hugha Hansena, supermena, tajemniczego milionera, o niekonwencjonalnych erotycznych upodobaniach. Obserwujemy ich wzajemne relacje, które roją się w głowie pisarki, a dialogi przeplatane są piosenkami z filmu „Kabaret" Boba Fossa i przebojami Enrique Iglesiasa. Spektakl wyreżyserowany lekko i z wdziękiem przez Johna Weisgerbera (niektórzy myśleli, że pod tym pseudonimem ukrywa się sama Krystyna Janda) z zabawnymi dialogami przetłumaczonymi przez Bartosza Wierzbiętę to dwie godziny bezstresowej rozrywki.
Magdalena Lamparska z wdziękiem wcieliła się w postać Nataszy Wood. Jest cudownie naiwna, gdy mówi o miłości, ale potrafi być przewrotna i perwersyjna niczym Lolita. Wtedy widać, że naiwność to znakomicie noszona maska. Aktorka ma w sobie delikatność, a wrażliwość doskonale łączy z wyrachowaniem. A to połączone z urodą daje znakomity efekt.