Zderzenie „Kreacji” w Narodowym i „Skarpetek, opus 124” w warszawskim Współczesnym jest pewnie przypadkowe, lecz zastanawia. Teatry prowadzą bracia Jan i Maciej Englertowie, ale wątpię, by działali w porozumieniu. Artystów musi dręczyć problem mecenasów, sponsorów i pośredników na rynku sztuki, od nich wiele dziś zależy.
[wyimek] [link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,535341.html]Galeria zdjęć - „Kreacje” i „Skarpetki, opus 124”[/link][/wyimek]
[srodtytul]Polski Genet[/srodtytul]
We Współczesnym reżyserował dyrektor, w Narodowym – Bożena Suchocka. Oba przedstawienia są kameralne i opierają się na aktorstwie. „Skarpetki, opus 124” Daniela Colasa przywiózł z Paryża Wojciech Pszoniak, który od czasu „Kolacji dla głupców” w Ateneum szukał nowej sztuki dla siebie i Piotra Fronczewskiego. Zagrał Bremonta, zapomnianą gwiazdę teatru. O comebacku z nim w duecie marzy Verdier. Aktor o wspaniałych początkach, ale też poza sceną, za to z ambicjami reżyserskimi oraz kontrowersyjnym pomysłem, by wystawić poezje Paula Verlaine’a w kostiumach klownów z towarzyszeniem skrzypiec i wiolonczeli.
Suchocka przypomniała „Kreację” Ireneusza Iredyńskiego, dawno niewystawianego „polskiego Geneta”. Rzecz o trójkącie. Również miłosnym. Malarz (Jerzy Radziwiłowicz) zmaga się z problemami alkoholowymi i psychicznymi. Jego banalna żona (Anna Gryszkówna) marzy o kupieniu nowego „autka” i ucieczce z prowincji do Warszawy. Szansę na to daje pojawiający się nieoczekiwanie producent wystaw (Marcin Hycnar). Może upchnąć każdą ilość obrazów na każdy temat za wielką forsę. Programuje powstanie kilku malarskich cyklów. Ceną, jaką płaci artysta, jest utrata tożsamości.