Ta premiera skazana była na sukces. Szum wokół niej nie dopuszczał innej możliwości. A w sobotę, nim w warszawskim Teatrze Roma zabrzmiały pierwsze takty muzyki Claude'a-Michela Schönberga, niezidentyfikowana panienka na scenie wychwalała liczne przymioty szefa Romy i głównego sponsora.
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/9147,1,541164.html]Galeria zdjęć z „Les Misérables"[/link][/b][/wyimek]
Publiczność codziennych spektakli nie będzie już tak nachalnie indoktrynowana, ona zresztą sama ufa Wojciechowi Kępczyńskiemu, który przez 12 lat wychował sobie wierną widownię.
Roma oferuje musicalowy produkt najwyższej jakości. "Les Misérables" to klasyk i arcydzieło gatunku, o rozbudowanej intrydze i efektownej muzyce. Partytura opiera się na wielu misternie przeplatających się motywach. Widza warto jednak uprzedzić: to już nie musical, ale opera, tyle że w wersji pop. Nikt tu nie mówi, nie ma dialogów skrzących się dowcipami. Wszyscy śpiewają na poważnie, nie stroniąc od patosu.
Heroizmu nie brak zresztą w akcji o więźniu zbiegłym z galer, który czyni dobro, zmazując grzechy przeszłości. I o rewolucjonistach, którzy podrywają paryski lud do walki. Dla osób sentymentalnych autorzy dodali skrzywdzoną sierotkę oraz wątki miłosne nie zawsze z happy endem.