– Nie ma jeszcze decyzji w tej sprawie. Będzie przedmiotem posiedzenia zarządu województwa – powiedział „Rz" Józef Dymalski, dyrektor Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego.
W obecnej sytuacji budżetowej Teatru Polskiego dyrektor Krzysztof Mieszkowski ma do wyboru: nie grać na trzech scenach przez pięć miesięcy w roku albo zwolnić połowę z liczącego 150 osób zespołu. Wtedy zredukuje dług szacowany na ponad 600 tysięcy zł.
– Już mi się to udało w 2013 r., kiedy nie grałem w maju, czerwcu i wrześniu oraz w wakacje – mówi Krzysztof Mieszkowski. – Jednak teatr, który nie gra, nie ma sensu. Żyję w świecie budżetowej fikcji. Od czasu odbudowy po pożarze w 1994 r. Teatr Polski nie został wyposażony w odpowiedni budżet, bo nie zostały przeszacowane koszty. Można mówić o systemowej pułapce, która od wielu lat uniemożliwia normalną działalność.
Dotacja podstawowa wynosi w tym roku 10,2 mln zł, na co składają się subwencje przekazane przez urząd marszałkowski (5,8 mln zł) i MKiDN (4,2 mln zł). Od 2009 r. około 8,5 mln kosztuje utrzymanie trzech scen teatru, w tym pensje pracowników (6,7 mln zł). Pozostałą część dotacji oraz wpływów pochłania eksploatacja spektakli, za które aktorzy zwyczajowo otrzymują do niskich pensji dodatkowe honoraria. Na produkcję, którą wspierają dotacje celowe, pieniędzy brakuje.
Dziadowanie
Dyrektor Krzysztof Mieszkowski zorientował się w tych problemach już na początku swojej kadencji w 2007 r. Od tego czasu do urzędu marszałkowskiego i do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego śle monity z prośbą o uzdrowienie sytuacji przez zwiększenie dotacji o 3 mln zł. Bez skutku.