Badałam zaczarowaną dziewczynę. Ktoś rzucił na nią urok i nie mogła przestać tańczyć. Odruchy neurologiczne były w normie, nie znalazłam żadnego medycznego uzasadnienia, dlaczego pacjentka nie może przestać tańczyć – opowiadała w jednym z wywiadów Katarzyna Egiryn, studentka medycyny pracująca w Ugandzie. – Po prostu tańczyła, nie mogła się zatrzymać. Gdybym tego nie zobaczyła na własne oczy, pewnie też trudno byłoby mi w to uwierzyć. Potem dowiedziałam się, że to już ósma ofiara czarów w tym roku. U jednej z jej szkolnych koleżanek znaleziono w teczce paznokcie, martwe szczury, pukle włosów. Prawdopodobnie to ona rzuciła urok. To nie średniowieczna relacja, ale przypadek sprzed dwóch lat.
W średniowieczu zdarzały się za to taneczne epidemie. Pojawiały się wielokrotnie (zapisy mówią o co najmniej siedmiu). Popularne były wówczas tzw. sekty taneczników jeżdżących z miasta do miasta, zarażające swą taneczną ekstazą niczym wirusem kolejne osoby. Taki zbiorowy taniec doprowadził w 1237 r. w Utrechcie do tragedii. Pod setkami tańczących ugiął się most, 200 osób utonęło.
W lipcu 1518 r. we Francji, na jednej z bocznych ulic Strasburga, zaczyna tańczyć niejaka Frau Trofea. Kilka dni później tańczy z nią już 40 osób. Po tygodniu pani Trofea umiera z wyczerpania. Miesiąc później tańczy już ponad 400 osób. Z każdym dniem śmierć ponoszą kolejne ofiary transu. Umierają z wyczerpania, na zawał serca, z odwodnienia, udaru czy z głodu. Tratują się nawzajem.
W późnym średniowieczu w Europie pojawiły się też tańce świętego Wita. Kilkudniowe taneczne korowody były wtedy niemal normą. Na placach, rynkach, ulicach ludzie tańczyli do granic obłędu i wyczerpania. Podobno po wyniszczającym tańcu ludzie wracali do domów oczyszczeni ze strachu i gniewu.
Taniec śmierci – danse macabre, alegoryczny korowód ludzi wszystkich stanów z kościotrupem na czele, który triumfy święcił głównie w XIV i XV w. – przybiera zupełnie nowe oblicze. Tym razem realistyczne.