Niedzielny finał należał do Amerykanów, obie walczące o mistrzostwo ekipy pochodziły bowiem z USA. Zarówno obrońcy tytułu, Killafornia, jak i Squadron prezentowały wysoki poziom, stąd też werdykt na korzyść tych drugich zapadł dopiero po dogrywce. Trzecie miejsce zajęli znani z ubiegłorocznej edycji Rosjanie z Top 9, pokonując koreański team Drifters za sprawą kapitalnych układów tanecznych.
Choć Warsaw Challenge to przede wszystkim mistrzostwa tancerzy, nie mniejsze emocje wywoływały występy. Na tę okazję reaktywował się słynący z twardego ulicznego przekazu Zip Skład. Panowie wypadli dobrze, bo choć w starszych utworach brakowało zgrania, nadrabiali doborem przebojów. Ukoronowaniem całego przedsięwzięcia był show legendarnego Rahzela. Charyzmatyczny, pełen niecodziennych dźwięków popis człowieka orkiestry uzupełniły tubalny rap oraz wirtuozerski skrecz DJ-a Js-1.
O tym, że wszystko idzie po myśli organizatorów, wiadomo było już pierwszego dnia. W porównaniu do zeszłego roku poprawiło się nagłośnienie, a przede wszystkim frekwencja. Wiele osób połowę koncertu Eldo spędziło, próbując dopchać się do amfiteatru. Warszawiak nie zawiódł. Na deser zostawił najmocniejsze utwory z ostatniej płyty – „Nie pytaj o nią” i „Granice”.
Londyński beatboxer Faith SFX przejął rozgrzanych już słuchaczy. Posługując się jedynie swoimi ustami, wykonał „I Like To Move It” z repertuaru Reel 2 Real, ale podobał się w każdym repertuarze – od Lil Wayne’a po Ennio Morricone.
Po królewsku przyjęto gwiazdę sobotniego wieczoru Taliba Kweli. Już przy pierwszych wersach otwierającego „Move Something” zerwano się z ławek. Starsi czekali na klasyczne „The Blast”, jak też „Definition”, młodsi na przebojowe „Listen” oraz „Get By” i nikt się nie zawiódł. Przyzwoicie dysponowany raper pamiętał, by oddać cześć breakdancerom, cytował też wiele ważnych hiphopowych (i nie tylko) nagrań, idealnie wpisując się w klimat bardzo udanej imprezy.