Zaczyna się „Sen nocy letniej" w Operze Narodowej jak klasyczny balet. Hipolita, której towarzyszą dworki tańczące na pointach, szykuje się do ślubu z księciem Tezeuszem. Już wszakże po chwili elementy układanki ze znanej konwencji przestają do siebie pasować. Helena – krótkowidz w okularkach – ciągle się o coś potyka, a Demetriusz, którego kocha, jest żołnierzem, zadziornym kogucikiem, a nie romantycznym kochankiem.
Także druga para bohaterów szekspirowskiej komedii uległa przemianie. Lizander stał się przystojnym ogrodnikiem, a Hermia to panna pochodząca z wyższych sfer, wielka miłośniczka romansów, dlatego mogła zakochać się w kimś z niskiego stanu. I z każdą kolejną sceną John Neumeier dokonuje coraz ostrzejszej dekonstrukcji tradycyjnej formy. Gdy akcja przenosi się do krainy elfów, rezygnuje z konwencjonalnej muzyki Mendelssohna na rzecz elektroniki Ligetiego. Zmienia także choreograficzny styl na taniec współczesny, choć wywiedziony z klasyki, która dla Neumeiera jest baletowym abecadłem.
Do tego zaskakującego połączenia choreograf dodał trzeci smakowity kąsek: taniec charakterystyczny z elementami cyrkowej klaunady. Tak scharakteryzował Spodka z kompanami. A kiedy wreszcie akcja znalazła swój happy end i rozpoczyna się klasyczna defilada baletowa, którą powinno zwieńczyć popisowe pas de deux, Neumeier znów łamie konwencję. Wprowadza zabawne widowisko przygotowane przez rzemieślników na cześć młodej pary, odtańczone do przebojów z „Traviaty" granych na starej katarynce.
Ten spektakl to wzorcowe przełożenie na język tańca szekspirowskiego tekstu. Angielski dramaturg kusił wielu choreografów, by wspomnieć różne wersje „Romea i Julii", uwspółcześnianego „Otella" czy klasyczne już „Poskromienie złośnicy" Johna Cranko. Sam Neumeier zrealizował kiedyś też spektakl na kanwie „Hamleta", ale to w „Śnie nocy letniej" pokazał, że bez słów można pokazać wszystko, co wymyślił Szekspir.
"Sen nocy letniej" w Operze Narodowej