Podobno miał pan być premierem Ukrainy?
Micheil Saakaszwili: To prawda. Prezydent Petro Poroszenko proponował mnie stanowisko premiera. Chciał bym został weselnym wodzirejem, któremu odgórnie będą układać scenariusz. Wtedy już rozumiałem, że prezydent Ukrainy i jego otoczenie jest mocno skorumpowane i nie zależy im na reformach.
Był pan innego zdania o Poroszence, gdy wysyłał pana do Odessy.
Wtedy nie znałem się na szczegółach bizantyjskiego systemu nad Dnieprem. Były poważne obawy, że Odessa znajdzie się pod kontrolą Rosji, nikt z kijowskich polityków nie chciał tam jechać. Pojechałem tam pod warunkiem, że będę miał swoich szefa policji i prokuratora. Po miesiącu władze w Kijowie odebrały im wszelkie uprawnienia, uniemożliwiając walkę z korupcją. Wtedy sondaże wskazywały, że byłem najpopularniejszym politykiem w kraju. Poroszenko więc uznał, że jestem dla niego zagrożeniem. Dał zielone światło odesskiej mafii, która najpierw zmusiła do odejścia moich ludzi, a później i ja musiałem stamtąd wyjechać. Pod moją rezydencją zamordowano policjanta i nikt nie znalazł winnych. To był sygnał dla mnie, że ta banda jest gotowa na wszystko.
Zapowiadał pan niedawno swój powrót na Ukrainę. Czy chce pan zaryzykować po raz drugi?