– Powinien pan częściej urządzać takie rozmowy (z narodem) – podsumowała prowadząca dziennikarka, widząc, jak błyskawicznie urzędnicy w całym kraju usuwają problemy, na które skarżyli się Rosjanie, których dopuszczono do głosu w studiu.
Niektóre problemy urzędnicy usuwali z rozmachem jeszcze przed programem, byle tylko nie znalazły się w polu widzenia prezydenta. Do Putina na przykład zwrócili się pracownicy rafinerii w Biełgorodzie, skarżąc się, że od roku nie dostają pensji. Dzień przed programem śledczy aresztowali dyrektora przedsiębiorstwa. Zdenerwowani robotnicy nagrali na wideo kolejne oświadczenie. „Prosiliśmy o pieniądze, a nie o wsadzanie dyrektora za kratki, tym bardziej że on też nie dostawał swojej pensji" – poskarżyli. Ale problem uznano za rozwiązany i prezydent nim się nie zajmował.
– Pamiętacie, jak w latach 90. nie płacili pensji po pół roku. Nic takiego obecnie nie ma – chwalił się Putin.
Największym propagandowym problemem Kremla było to, by zamienić doroczną konferencję w wielki show, w czasie którego prezydent wreszcie odzyska swą popularność, ciągle spadającą od sierpnia ubiegłego roku. Zeszłoroczne „rozmowy z narodem" okazały się całkowitą porażką, podsumowującą rosnącą niechęć Rosjan do swego przywódcy. „Obecnie cały kraj zamarł, oczekując zaskakujących oświadczeń Putina, które przywrócą jego dawną popularność" – napisał jeden z blogerów. Rządowy ośrodek socjologiczny WCIIOM poinformował, że wystąpienie prezydenta zamierzało oglądać ponad 75 proc. Rosjan. „Praca w kraju zamarła na kilka godzin" – podsumowali dziennikarze.