Najmniej zmarłych na Covid-19. Wygląda to, jak wielki sukces urzędującego niecałe dwa miesiące konserwatywnego rządu Igora Matoviča. Miał walczyć z opisywaną przez zamordowanego w 2018 roku dziennikarza śledczego Jana Kuciaka korupcją i układem kojarzonym z byłym wieloletnim premierem Robertem Ficą, a musi z zarazą.
Słowacja nie ma jednak dobrego PR, o jej osiągnięciach niewiele słychać. Matovič nie stał się sławny jak Jacinda Ardern, choć Słowacja nie może się tak łatwo odciąć od świata jak Nowa Zelandia, daleki wyspiarski kraj, którym ona rządzi, osiągając podobne wyniki.
– Bardzo szybko zaczęło się zamykanie. Pierwszy przypadek nagłośniono w piątek, a w niedzielę już w Bratysławie szkoły ogłaszały, że wstrzymują naukę. Zamknięto lotnisko, granice, wpuszczano tylko tych, co tu mieszkają, były akcje prewencyjne, kwarantanna w osiedlach romskich. Liczne testy, wstrzymano wizyty w domach opieki, szpitalach, Słowacy lepiej niż wielu innych zrozumieli, gdzie wirus najłatwiej się rozprzestrzenia – opowiada „Rzeczpospolitej” Karen Henderson, brytyjska politolog wykładająca od lat na uniwersytetach w Bratysławie i Trnavie. Sama nie pojechała do ojczyzny od lutego. Miała bilet na kwiecień, loty odwołano, ale jak mówi, i tak by zrezygnowała. Słowacja jest bezpieczna i piękna.
Zdaniem Henderson szybko reagować na zarazę zaczął jeszcze poprzedni rząd, a pierwsze restrykcje wprowadzały władze rejonu stołecznego. Politycy poprzedniej i obecnej ekipy współpracowali w sprawie koronawirusa, choć wszystko inne ich dzieli.