Łuski z polskich pocisków ostrzegawczych ONS 2000-70 miał znaleźć kilka dni temu przy metrze na stacji Puszkinskaja w Mińsku Sławomir Sierakowski – redaktor naczelny „Krytyki Politycznej". Na Facebooku pokazał zdjęcie pocisku i napisał, że tym uzbrojeni OMON-owcy strzelali do demonstrantów. Na sporej wielkości pocisku był wybity napis „Made in Poland", a na kryzie FAM 12 Pionki. To amunicja specjalna do strzelb gładkolufowych, jakie posiada m.in. polska policja. Robi huk i dym – wykorzystuje się ją m.in. do tłumienia zadym na stadionach.
Poseł KO Michał Szczerba, który właśnie wrócił z Białorusi, zapewnia nas: – Nikt mi o tym tam na miejscu nie mówił, nie pokazał takiego pocisku. Trudno mi się wypowiadać na ten temat, czy to możliwe, ale trzeba być ostrożnym, bo może być to prowokacja.
Ministerstwo Obrony Narodowej stanowczo zapewniło: „MON nie sprzedawał ani uzbrojenia, ani amunicji na Białoruś". A Żandarmeria Wojskowa, jak zapewnił nas ppłk Artur Karpienko, jej rzecznik, „nie bada przedmiotowej sprawy".
Sprawa jest jednak poważna, bo Białoruś jest obłożona embargiem od 2011 r. Polska broń w rękach białoruskiej milicji wygląda fatalnie.
– Białoruś na mocy przepisów i wytycznych polskich oraz europejskich obłożona jest sankcjami na sprzedaż uzbrojenia i amunicji – potwierdza Małgorzata Weber, rzeczniczka Agencji Mienia Wojskowego, której System Kontroli Wewnętrznej w Agencji zabrania jakichkolwiek kontaktów handlowych w sprawach mienia koncesjonowanego z podmiotami z Białorusi. Poza tym, jak podkreśla Weber: „Agencja Mienia Wojskowego nigdy nie miała w swoim zasobie amunicji ONS-2000, więc tego rodzaju amunicja nie mogła być przedmiotem sprzedaży przez AMW".