Spotkanie hiszpańskiego premiera Jose Zapatero z szefem baskijskiego rządu Juanem Jose Ibarretxe trwało dwie godziny. Zapatero zszedł po schodach pałacu Moncloa, by uścisnąć rękę gościa, ale wymuszone uśmiechy obu panów zdradzały, że żaden z nich nie liczy, iż ta rozmowa będzie łatwa i przyjemna.

Z wypowiedzi po spotkaniu wynikało, że każdy pozostał przy swoim zdaniu. – Przed nami jest jeszcze długa droga – oznajmił Ibarretxe. – Jedyną drogą jest hiszpańska konstytucja – gasił jego niepodległościowe zapędy Zapatero.

Premier wezwał Baska do Madrytu, bo zaniepokoił go plan przedstawiony przez Ibarretxe 28 września, zwłaszcza zwołanie na 25 października 2008 roku referendum w sprawie przyszłości liczącego ponad dwa miliony mieszkańców Kraju Basków. – To nierealne i nielegalne – przekonywał swego gościa Zapatero.

– Ten plan nie ma szans na akceptację ani na wcielenie w życie. Do przeprowadzania referendów konieczna jest zgoda państwa, czyli rządu, a niekiedy parlamentu. To jasne jak słońce – mówił premier dziennikarzom. Podkreślał, że jedyną legalną drogą zmiany stosunków Kraju Basków z państwem hiszpańskim jest „reforma statusu autonomii”.Ibarretxe krytykował rząd za „nerwową” reakcję na jego plan. – Przybyłem z wyciągniętą ręką, by przedstawić panu Zapatero ofertę Downing Street w wersji baskijskiej – mówił, odwołując się do uroczystej deklaracji premierów Wielkiej Brytanii i Irlandii Johna Majora i Alberta Reynoldsa z 15 grudnia 1993 r., która zapoczątkowała proces pokojowy w Ulsterze.

Zauważył, że „wrogiem demokracji jest terror ETA, a nie pokojowe propozycje” baskijskiego rządu. ETA nie może być wyłącznikiem dialogu z Baskami – podkreślał. Uspokajał, że zapowiedziane przez niego referendum będzie miało charakter wyłącznie sondażowy .Ibarretxe zamierza ponownie złożyć swą ofertę po marcowych wyborach do Kortezów.