Amerykańskie media przypominają przy tej okazji, jak podczas zeszłorocznego szczytu G8 w Rosji George W. Bush podszedł do Angeli Merkel od tyłu i ku wyraźnemu zaskoczeniu szefowej niemieckiego rządu zaczął masować jej kark. Podczas tej wizyty będzie musiał zachować większą powściągliwość i to nie tylko ze względu na obecność swej małżonki. Pani Merkel towarzyszy w tej podróży jej mąż Joachim Sauer, który rzadko pojawia się u boku żony, ale jest zdeklarowanym miłośnikiem Ameryki.
Waszyngton nie ukrywa, jakie są ich oczekiwania wobec Berlina. – Bez wątpienia potrzebujemy pomocy Niemiec w kwestii irańskiej – wyjaśnił w środę prezydent Bush.
Amerykanie muszą się jednak liczyć z frustracją. Przed odlotem do Ameryki Angela Merkel podkreśliła, że chociaż opowiada się za twardą linią wobec Teheranu, to nie zamierza ulegać amerykańskiej presji w sprawie sankcji.
Amerykanie liczą na wsparcie Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii i wprowadzenie ostrzejszych restrykcji gospodarczych wobec Iranu przez Unię Europejską. Wedle zgodnej opinii amerykańskich politologów, wobec niemożności przeforsowania sankcji na forum ONZ, tylko współpraca z Europejczykami daje Amerykanom szansę wywarcia realnej presji na Iran. Kanclerz Merkel twierdzi jednak, że właściwym forum dla rozmów w sprawie sankcji jest ONZ.
Jak zauważa politolog z Rady Stosunków Zagranicznych Gary Samore, w tej kwestii widać istotną różnicę między Niemcami i Francją. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy, którego przed paroma dniami z wielką pompą witano w Waszyngtonie, zasygnalizował gotowość mocniejszego przyciśnięcia reżimu w Teheranie.