Wtorek był w Nowym Jorku niesamowitym dniem. Gdy na Broadwayu trwała wielka parada na cześć drużyny futbolowej Giants, która w niedzielę zdobyła SuperBowl, w całym mieście i stanie odbywały się prezydenckie prawybory. Kibice Gigantów ubrani w klubowe barwy mieszali się w tłumie ze zwolennikami Hillary Clinton, Baracka Obamy czy Johna McCaina, noszącymi wyborcze naklejki swych faworytów na kurtkach. – Czy już głosowałeś? Jeśli nie, zrób to jak najszybciej – powtarzali od rana prezenterzy lokalnych stacji radiowych i telewizyjnych. Nowy Jork był jednym z ponad 20 stanów, w których tego dnia odbywały się prawybory.
Wbrew wcześniejszym oczekiwaniom ich wyniki nie przesądziły jednak o losach prezydenckich nominacji obu partii. Najbliżej sukcesu jest niewątpliwie republikański senator z Arizony John McCain. – Choć zawsze lubiłem być czarnym koniem i cieszyło mnie wyprzedzanie innych zza ich pleców, czas przyzwyczajać się do myśli, że jestem zdecydowanym faworytem wyścigu po nominację.
I wcale mi to nie przeszkadza – powiedział uśmiechnięty McCain, przemawiając do tłumu zwolenników i milionów telewidzów w całej Ameryce. Wygrał między innymi w Kalifornii i stanach Północnego Wschodu poza Massachusetts, gdzie zgodnie z oczekiwaniami zwyciężył Mitt Romney, dawny gubernator tego stanu. McCain odniósł też wyraźne zwycięstwo w Nowym Jorku. – Jestem wyborcą Giulianiego [byłego burmistrza], a skoro on poparł McCaina, głosowałem na McCaina – wyjaśnił mi jeden z miejscowych republikanów.
Największą sensacją wieczoru był jednak Mike Huckabee, którego media spisały na straty. Były gubernator Arkansas odniósł kilka zwycięstw w konserwatywnych stanach Południa. Uderza w Romneya, który starał się przedstawić siebie jako ulubieńca prawicy.
W wyborczy wieczór Hillary Clinton świętowała swe zwycięstwa w samym sercu Manhattanu, niedaleko Madison Square Garden. Choć była pierwsza dama wygrała w wielu znaczących stanach, w tym wyraźnie w Nowym Jorku, jej rywal pokonał ją w innych i utrzymał się tuż za jej plecami w wyścigu po głosy delegatów.