W poszukiwaniu straconej walizki

Przez ostatnie pięć tygodni podróżowałem po Afryce w ramach akcji Programu III Polskiego Radia pod hasłem „Trójka przekracza granice 2”. Moim oficjalnym zadaniem było podglądanie Afrykanów i robienie o nich audycji radiowych.

Publikacja: 16.02.2008 01:29

Piszę „oficjalnym”, bo poza tym miałem cel prywatny. Wybrałem się po to mianowicie, by odnaleźć bagaż, który zostawiłem na tym kontynencie podczas poprzedniej akcji Trójki w październiku ubiegłego roku.

Dokładnie 18 października podczas podróży z Dakaru do Abidżanu liniami Ethiopian mój plecak zaginął. Nawet wiem kiedy – wyładowano go na przystanku w Bamako. Siedziałem w samolocie przy oknie i patrzyłem, jak pracownicy lotniska wyciągają bagaże na taśmę. Dostrzegłem plecak bardzo podobny do mojego i zastanawiałem się, czy to nie mój przypadkiem. Nieee…, niemożliwe, przecież ja tu nie wysiadam – odrzuciłem złą myśl.

Po przybyciu do Abidżanu i odczekaniu pół godziny zrozumiałem, że stało się – plecak zaginął. Na lotnisku zaopiekował się mną bardzo miły pracownik tajnej policji Wybrzeża Kości Słoniowej – wziął ode mnie paszport i poprowadził do właściwego biura, gdzie wypełniono odpowiednie kwity, a mój zaginiony bagaż dostał numer referencyjny ABJET12582/18OCT07. W międzyczasie tajniak wypytywał mnie o cel podróży, moje opinie na temat Afryki itd. Podziękowałem mu za towarzystwo i udałem się do baru, gdzie zamierzałem czekać na następny lot, ale tajniak nie dawał za wygraną. Wreszcie, gdy dałem mu jasno do zrozumienia, że nie chcę już z nim rozmawiać, poprosił mnie o łapówkę.

To było unikalne w moim życiu spotkanie z ubekiem, który domagał się łapówki za molestowanie ludzi. Gdy odmówiłem, był autentycznie rozczarowany i smutny. Tłumaczył, że przecież opiekował się mną, a bez niego być może nie dałbym sobie rady. Aż żal mi się go zrobiło, bo faktycznie spędził biedak ze mną półtorej godziny i to na darmo.

Po przylocie do Warszawy wypełniłem odpowiednie papiery i czekałem na bagaż. Nic się nie działo. Po tygodniu zacząłem dzwonić do Abidżanu, dokąd wyładowany w Bamako bagaż powinien teoretycznie trafić. Ale tam też go nie było. To znaczy był przez chwilę, ale natychmiast po wylądowaniu został odesłany lotem Ethiopian przez Akrę i Lagos do Addis Abeby. Dlaczego do Addis Abeby, a nie do Warszawy, nie wiem. Nikt nie potrafił mi tego wyjaśnić, mimo że przez następne dwa tygodnie dzwoniłem do biur Ethiopian w: Abidżanie, Bamako, Dakarze, Akrze, Lagos i Addis Abebie. Rozumiejąc, że może chodzić o pewne odrębności kulturowe w kwestii traktowania zaginionego bagażu, zadzwoniłem do biura Ethiopian w Berlinie. Nikt nie podnosił słuchawki przez trzy dni. Potem pojechałem do Paryża.

Biura Ethiopian znajdują się we wspaniałym biurowcu na Polach Elizejskich. To znaczy biurowiec wygląda wspaniale z zewnątrz. Od drugiego piętra wzwyż mieszczą się w nim małe klitki wynajmowane przez firmy. Pracownik linii kazał mi wypełnić papiery, skserował wszystkie dokumenty, jakie zebrałem w sprawie, i wyjaśnił, że on się w ogóle takimi sprawami nie zajmuje, ale prześle papiery do Addis Abeby. Czyli po dwóch miesiącach poszukiwań bagażu byłem w punkcie wyjścia: nie wiedziałem, gdzie jest, a ludzie, którzy go zgubili, nie mieli ochoty go szukać.

Akcja „Trójka przekracza granice 2” była dla mnie ostatnią szansą znalezienia ukochanego bagażu. Jechałem przez Ugandę, Angolę i Ghanę, podpatrując, czy któryś z tubylców nie chodzi w mojej bluzce czy sandałach, albo może robi zdjęcia moim aparatem. Tak, odnalezienie tego bagażu stało się moją obsesją.

Wreszcie wylądowałem na lotnisku w Addis Abebie. Natychmiast poszedłem do biura zagubionych bagaży, gdzie miła obsługa przyjęła moją reklamację i poinformowała, że w zasadzie bagaż traktowany będzie jako zgubiony i najprawdopodobniej zostanie mi wypłacony ekwiwalent zgodny z ustaleniami konwencji warszawskiej, czyli nie więcej niż 20 dolarów za kilogram. Nie wiedziałem, że w Warszawie podpisano tak fatalną w skutkach konwencję. Przecież ja tam miałem aparat, książki, notatki z podróży. I do tego dolar tak słabo stoi…

Na osłodę pracownik Ethiopian poinformował mnie, że jeśli chcę, to mogę jeszcze poszukać zguby wśród innych nieodebranych bagaży. Wszedłem więc między kilkaset toreb, plecaków i walizek zrzuconych na kupę, ustawionych na wielopiętrowych stosach, zastygłych pod warstwą kurzu. Przypomniała mi się ostatnia scena z „Poszukiwaczy zaginionej arki”, gdy odnaleziona przez bohaterskiego Harrisona Forda Arka Przymierza decyzją głupiego urzędnika trafia do ogromnego składu skrzyń. Posnułem się kilka chwil w tym labiryncie i wyszedłem załamany.

Już miałem zamiar się poddać, ale to byłby błąd. Kilka dni temu po wieloletnich nieudanych próbach podejmowanych podczas poprzednich wyjazdów udało mi uruchomić pocztę głosową w roamingu firmy Orange, co – jak wie każdy podróżnik – w zasadzie wymaga doktoratu z telefonii komórkowej, ale ja jakimś cudem trafiłem w odpowiednie klawisze. Odsłuchałem wiadomość i mój świat stał się na powrót dobry. Dzwonili z Okęcia z informacją, że bagaż się znalazł i czeka na mnie w Warszawie.

Nikt nie wie, skąd przyleciał. Papiery wypełnione są odręcznym pismem, niewykluczone, że bagaż sam je wypełnił. Może, tak jak Bagaż z powieści Terry Pratchetta, mój plecak też ma nogi, buzię i zęby. I dodatkowo umie pisać. Może przez te trzy miesiące tak naprawdę to on mnie śledził albo po prostu miał mnie dosyć i chciał się przewietrzyć. Może jest odporny na afrykańską magię, lenistwo urzędników i głupie przepisy. Może, jak każdy dobry bagaż, zawsze znajduje właściciela i dba o to, żeby nic złego mu się nie przytrafiło.

Za kilka dni wyląduję na Okęciu, pójdę do biura bagaży znalezionych i odbiorę go. Nie, nie, to mój bagaż mnie odbierze. Przytulimy się do siebie, a potem on otworzy mnie i znajdzie we mnie mnóstwo rzeczy, których tam nigdy nie wkładał.

[ramka][b]Akcja trójki[/b]

Dariusz Rosiak podróżował po Afryce w ramach drugiej edycji radiowego projektu „Trójka przekracza granice”. W Plusie Minusie publikowaliśmy jego reportaże z Ugandy, Etiopii, Angoli oraz Ghany[/ramka]

Piszę „oficjalnym”, bo poza tym miałem cel prywatny. Wybrałem się po to mianowicie, by odnaleźć bagaż, który zostawiłem na tym kontynencie podczas poprzedniej akcji Trójki w październiku ubiegłego roku.

Dokładnie 18 października podczas podróży z Dakaru do Abidżanu liniami Ethiopian mój plecak zaginął. Nawet wiem kiedy – wyładowano go na przystanku w Bamako. Siedziałem w samolocie przy oknie i patrzyłem, jak pracownicy lotniska wyciągają bagaże na taśmę. Dostrzegłem plecak bardzo podobny do mojego i zastanawiałem się, czy to nie mój przypadkiem. Nieee…, niemożliwe, przecież ja tu nie wysiadam – odrzuciłem złą myśl.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021