Piszę „oficjalnym”, bo poza tym miałem cel prywatny. Wybrałem się po to mianowicie, by odnaleźć bagaż, który zostawiłem na tym kontynencie podczas poprzedniej akcji Trójki w październiku ubiegłego roku.
Dokładnie 18 października podczas podróży z Dakaru do Abidżanu liniami Ethiopian mój plecak zaginął. Nawet wiem kiedy – wyładowano go na przystanku w Bamako. Siedziałem w samolocie przy oknie i patrzyłem, jak pracownicy lotniska wyciągają bagaże na taśmę. Dostrzegłem plecak bardzo podobny do mojego i zastanawiałem się, czy to nie mój przypadkiem. Nieee…, niemożliwe, przecież ja tu nie wysiadam – odrzuciłem złą myśl.
Po przybyciu do Abidżanu i odczekaniu pół godziny zrozumiałem, że stało się – plecak zaginął. Na lotnisku zaopiekował się mną bardzo miły pracownik tajnej policji Wybrzeża Kości Słoniowej – wziął ode mnie paszport i poprowadził do właściwego biura, gdzie wypełniono odpowiednie kwity, a mój zaginiony bagaż dostał numer referencyjny ABJET12582/18OCT07. W międzyczasie tajniak wypytywał mnie o cel podróży, moje opinie na temat Afryki itd. Podziękowałem mu za towarzystwo i udałem się do baru, gdzie zamierzałem czekać na następny lot, ale tajniak nie dawał za wygraną. Wreszcie, gdy dałem mu jasno do zrozumienia, że nie chcę już z nim rozmawiać, poprosił mnie o łapówkę.
To było unikalne w moim życiu spotkanie z ubekiem, który domagał się łapówki za molestowanie ludzi. Gdy odmówiłem, był autentycznie rozczarowany i smutny. Tłumaczył, że przecież opiekował się mną, a bez niego być może nie dałbym sobie rady. Aż żal mi się go zrobiło, bo faktycznie spędził biedak ze mną półtorej godziny i to na darmo.
Po przylocie do Warszawy wypełniłem odpowiednie papiery i czekałem na bagaż. Nic się nie działo. Po tygodniu zacząłem dzwonić do Abidżanu, dokąd wyładowany w Bamako bagaż powinien teoretycznie trafić. Ale tam też go nie było. To znaczy był przez chwilę, ale natychmiast po wylądowaniu został odesłany lotem Ethiopian przez Akrę i Lagos do Addis Abeby. Dlaczego do Addis Abeby, a nie do Warszawy, nie wiem. Nikt nie potrafił mi tego wyjaśnić, mimo że przez następne dwa tygodnie dzwoniłem do biur Ethiopian w: Abidżanie, Bamako, Dakarze, Akrze, Lagos i Addis Abebie. Rozumiejąc, że może chodzić o pewne odrębności kulturowe w kwestii traktowania zaginionego bagażu, zadzwoniłem do biura Ethiopian w Berlinie. Nikt nie podnosił słuchawki przez trzy dni. Potem pojechałem do Paryża.