Jacques Barrot, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej z Francji, nie jest w stanie głośno wypowiedzieć słowa „komunizm”, gdy mówi o totalitarnych zbrodniach w Europie. Wyszło to na jaw po raz kolejny w piątek na posiedzeniu unijnej rady ministrów sprawiedliwości w Luksemburgu.
Pokazuje to problem Unii Europejskiej z historią. W ubiegłym roku UE zobowiązała się do zorganizowania publicznej debaty na temat totalitaryzmów, która miałaby pomóc w edukowaniu społeczeństw europejskich i uświadomić skalę zbrodni popełnianych w naszej części Europy.
Zamiast debaty dwa tygodnie temu odbyło się zamknięte spotkanie ekspertów, o którym pisała „Rz” i media w krajach bałtyckich. Po tych doniesieniach o tajnym spotkaniu Komisja Europejska tłumaczyła się w piątek ministrom państw członkowskich.
– Charakter tej debaty, widoczny nawet w szczegółach organizacyjnych, wyraźnie wskazywał na marginalny charakter wydarzenia – mówi „Rz” Łukasz Kamiński, wicedyrektor Biura Edukacji Publicznej w Instytucie Pamięci Narodowej, uczestnik spotkania ekspertów. – Obawiam się, że żadnych praktycznych konsekwencji tego spotkania nie będzie – ocenia Kamiński. Sama Komisja Europejska wyraźnie zaznaczyła, że żadnych narzędzi upamiętniania zbrodni komunistycznych nie ma.
W czasie spotkania uczestnicy ze starych państw UE mówili głównie o konieczności pojednania. Przedstawiciele nowych państw członkowskich przedstawili listę konkretnych propozycji. Chodzi m.in. o pełny dostęp do archiwów dokumentujących działalność systemów totalitarnych we wszystkich państwach UE, równouprawnienie ofiar różnych reżimów, stworzenie instytucji zajmującej się systematycznym badaniem zbrodni totalitarnych. Padła także propozycja budowy wspólnego pomnika pamięci ofiar komunizmu. Jak określiła łotewska polityk Sandra Kalniete, to wstyd, że taki monument istnieje w USA, a nie ma pomnika europejskiego. Z kolei Litwa chce zorganizować publiczną europejską debatę w Wilnie w drugiej połowie roku.