Hiszpania pobiła kolejny rekord: w ciągu doby zmarło na koronawirusa 838 osób. W niedzielę oficjalnie było ponad 6,5 tys. zgonów, a zdaniem hiszpańskich mediów zapewne znacznie więcej. Zarażonych jest co najmniej 79 tys. osób, z tego niemal 45 tys. trafiło do szpitali. Nigdzie w Europie poza Włochami nie jest tak źle. Niemal 5 tys. chorych w najgorszym stanie jest na oddziałach intensywnej terapii (UCI). Jak szpitale radzą sobie z taką falą zachorowań?
Na oddziałach UCI nie mamy już innych pacjentów niż z koronawirusem. Infanta Sofia to relatywnie mała jednostka, dlatego u nas pandemia uderzyła nieco później niż w większych szpitalach Madrytu. Zaczęło się na poważnie około 12–13 marca. Dziś mamy czterokrotnie więcej niż zwykle pacjentów w ekstremalnym stanie. Ale od kolegów z innych szpitali wiem, że tam jest ich dziesięciokrotnie więcej. Gdy schodziłam z dyżuru w piątek w nocy, były u nas wolne ostatnie trzy łóżka na UCI.
Świat obiegł materiał BBC, w którym widać tłumy leżących na podłodze kaszlących chorych. Taka jest faktycznie sytuacja w hiszpańskich szpitalach?
Tak jest w izbach przyjęć wielu szpitali w Madrycie. U nas nie widziałam leżących na ziemi, dla wszystkich są jeszcze krzesła. Ale osoby, które trafiają z symptomami koronawirusa, muszą w naszym szpitalu czekać dwie–trzy doby, zanim znajdzie się dla nich wolne łóżko. W tym czasie diagnozuje się ich stan, podaje leki doraźne.