Wyborcy w Wirginii będą mogli przystąpić do głosowania już dzisiaj. Kolejnych kilka stanów stworzy taką szansę w przyszłym tygodniu. Wszystko to przed choćby pierwszą wspólną debatą kandydatów, tak ważnym elementem amerykańskiego procesu wyborczego! Ogólnie zaś - 36 z 50 stanów (w tym tak kluczowe, jak Ohio i Colorado) przewiduje możliwość oddania głosu przed 4 listopada.
Jak zauważa Amy Sullivan w "Time", ta nowinka zmienia tradycyjne strategie wyborcze. Wcześniej niż zazwyczaj kandydaci przystąpili do ostrych ataków na ekipę rywali, wcześniej też zdecydowali się prezentować swe kluczowe argumenty. To, co z reguły bywało "mową końcową" kampanii pojawia się na rynku wyborczym, ledwie kandydaci wskazali ewentualnych wiceprezydentów i ledwie zdążyli ich zaprezentować elektoratowi.
W poprzednich latach kandydaci długo nie odsłaniali swych najlepszych kart licząc na "October surprise", październikową niespodziankę - w amerykańskim slangu politycznym wydarzenie, nagłośnione w mediach, które może skłonić wyborców do zmiany preferencji. W "nowym wspaniałym świecie" wcześniejszych wyborów, wszystkie październikowe niespodzianki mogą się okazać spóźnione - pisze komentatorka.
Przez długie lata kampanie prezydenckie USA przebiegały w rytm takiego samego, dobrze znanego kalendarza: najpierw sezon prawyborów, potem konwencje partyjne, następnie debaty kandydatów dwóch głównych partii, czterodniowa intensywna przepychanka na koniec kampanii, zaczynająca się z reguły w okolicach Halloween (1 listopada) i wreszcie Election Day czyli Dzień Wyborów. Teraz możliwość przedterminowego głosowania się rozszerza. Coraz więcej wyborców nie ma ochoty wystawać w długich kolejkach, gdy wreszcie nadejdzie "pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada". Tym bardziej, że nie jest to święto państwowe czyli dzień wolny od pracy.
Rośnie liczba stanów umożliwiających wcześniejsze oddanie głosów. W wyborach prezydenckich 2000 roku z opcji takiej skorzystało 15 procent elektoratu, w 2004 roku - 20 procent, w wyborach do kongresu w 2006 roku - już jedna czwarta. Jeśli ten trend się utrzyma, w roku bieżącym może tak zrobić nawet co trzeci wyborca.