Premierzy Robert Fico i Ferenc Gyurcsany spotkali się w sobotę w przygranicznym słowackim Komarnie, aby załagodzić napięcia między Słowacją a Węgrami. I podpisali czteropunktową deklarację, w której wymienili zagrożenia dla stosunków dobrosąsiedzkich: nacjonalizm i ksenofobię. Do konferencji prasowej wszystko odbywało się bez zgrzytów. Premierzy zapewnili, że „wykorzystają wszystkie dostępne środki w walce z nacjonalizmem”. Podkreślili, że mniejszości narodowe stanowią „bogactwo kulturowe” pogranicza. Uznali za konieczne wzmocnienie współpracy przygranicznej. Zaproponowali też utworzenie systemu wczesnego ostrzegania przez policję obu krajów.
Ferenc Gyurcsany przedstawił sześć propozycji wspierających kulturę i szkolnictwo węgierskiej diaspory. Zaproponował powołanie rzecznika mniejszości narodowych.
Silne emocje ujawniły się na wspólnej konferencji prasowej. Obaj premierzy rzucali oskarżenia. Szef węgierskiego rządu zaatakował Roberta Ficę za to, że nacjonaliści wchodzą w skład słowackiego gabinetu. – Pański rząd nie flirtuje z nacjonalizmem. On się z nacjonalizmem ożenił – atakował Gyurcsany.
– A Węgry eksportują faszyzm i nacjonalizm! – rewanżował się Fico, krytykując węgierski rząd za to, że nie zdelegalizował „radykalnych organizacji” powiązanych „z prawicowymi politykami Fideszu [największej partii opozycyjnej na Węgrzech – red.]”. – Gdyby ktoś zapalił węgierską flagę przed ambasadą, poszedłby do więzienia – zapewnił, dodając: – I na słowackich ulicach nie maszeruje 2000 faszystów.
– Eksport to nie tylko nacjonalistyczne marsze – bronił się Gyurcsany. – Eksportować można obelgi i oszczerstwa pod adresem narodu, które przekraczają granice, prowokując do ekstremistycznych reakcji.– Rząd został wybrany w sposób demokratyczny. Dystansuję się od wypowiedzi moich kolegów, którzy nie pałają miłością do Węgrów, ale ani Bruksela, ani Waszyngton, ani Budapeszt nie będą ustalały nazwisk moich partnerów – ostrzegał Fico.