Francuzi, których Bernard Kouchner już raz kompletnie zaskoczył, wchodząc do prawicowego rządu, znów są zdumieni. W wywiadzie dla „Le Parisien“, przeprowadzonym z okazji 60. rocznicy uchwalenia deklaracji praw człowieka ONZ, minister skrytykował swój własny pomysł powołania przy francuskim MSZ specjalnego sekretariatu ds. praw człowieka.
Kouchner, twórca organizacji Lekarze bez Granic, przeforsował jego utworzenie półtora roku temu, gdy wchodził do rządu. Na czele agendy stanęła czarnoskóra Rama Yade. – Czy trzeba było nadawać temu charakter rządowy, tworząc sekretariat stanu? Już tak nie sądzę – mówi minister. Dodaje, że nie krytykuje pani minister Yade, ale samą „strukturę“.
– To ważne, że Rama Yade zajmuje się z pasją prawami dzieci i kobiet, szczególnie pod kątem przemocy seksualnej. Ale żeby być skutecznym, nie trzeba przecież tytułu – stwierdził.
Ściągnął na siebie tymi słowami falę krytyki. – Zupełnie nie rozumiem tego stanowiska. Resorty spraw zagranicznych z pewnością nie są agendami praw człowieka, ale Rama Yade pokazała przecież, jak wiele można tam zrobić – mówi „Rz“ Vincent Brossel, jeden z liderów Reporterów bez Granic.
Odpowiadając Kouchnerowi, minister Yade wymieniła swoje sukcesy, m.in. udaną kampanię przeciwko rekrutowaniu dzieci do sił zbrojnych.– Pod koniec miesiąca wystąpię w ONZ z apelem o powszechną depenalizację homoseksualizmu. Wszystkie moje kroki, podjęte w krótkim czasie, pozwoliły Francji zaprezentować się w roli lidera walki o prawa człowieka, za którym podążają inne kraje – podkreśliła.