Prokremlowska Jedna Rosja czynnie wsparła strategię Władimira Putina w walce z kryzysem finansowym. Jej aktywiści pod koniec stycznia organizują akcje poparcia na rzecz „antykryzysowych” działań rządu. Zakładają one m.in. obronę przemysłu samochodowego i podwyżkę ceł na importowane auta. – Decyzja Jednej Rosji bardzo nam odpowiada – mówił portalowi Rosbalt Władimir Korniejew z Federacji Niezależnych Związków Zawodowych Rosji. – Każdy odpowiedzialny człowiek powinien stanąć w obronie ojczystej produkcji i praw pracowniczych.
– Nasza inicjatywa jest rozsądna i na czasie. Musimy bronić branży, w której pracuje pięć mln ludzi – zapewniał deputowany Jednej Rosji Andriej Worobiow. Ujawnił, że pierwsza akcja poparcia odbędzie się w sobotę przed moskiewskim zakładem ciężarówek ZiŁ.
W grudniu decyzja gabinetu Putina o podniesieniu ceł na sprowadzane samochody wywołała falę oburzenia. W regionach, gdzie mieszkańcy żyli przeważnie z tego interesu, doszło do wieców. We Władywostoku protestujących brutalnie rozpędziła milicja. Deputowani Jednej Rosji porównali tamtejsze wydarzenia do scenariusza ukraińskiej pomarańczowej rewolucji.
– Pomysł prorządowej partii oczywiście wzbudza kontrowersje. Wielu szuka w nim politycznego kontekstu. Wielu się z nim nie zgadza – mówi „Rz” Kirił Tanajew, szef Fundacji Skutecznej Polityki w Moskwie. – Jednak partia ta ma prawo reagować na sytuację polityczną i popierać inicjatywy rządu.To przecież oczywiste.
Inne zdanie w tej sprawie ma znany obrońca praw człowieka Lew Ponomariow, który ostrzega Putina przed powtórką rumuńskiego scenariusza z prezydentem Nicolae Ceausescu, obalonym i straconym w 1989 roku. – Nie można zmusić narodu, by kochał władzę. Akcja Jednej Rosji jest prowokacyjna i nierozsądna. Prowokacyjna, bo przymusowa, za pieniądze lub bonifikaty. Nierozsądna, bo może obrócić się przeciwko samym elitom na Kremlu – mówi „Rz” Ponomariow.