– Od wprowadzenia możliwości orzeczenia nieważności małżeństwa z powodu nieodpowiedniej dyspozycji woli i umysłu małżonków wraz z nowym Kodeksem Prawa Kanonicznego w 1983 roku, liczba takich wniosków zaczęła lawinowo rosnąć – mówi „Rz” redaktor „Christianitas” Michał Barcikowski.

Zaniepokojony nadużywaniem nowego prawa był już Jan Paweł II. Benedykt XVI przypomniał wczoraj słowa polskiego papieża, który w 1987 roku zwracał uwagę na „potrzebę ocalenia wspólnoty kościelnej przed zgorszeniem przez przesadne i niemal automatyczne mnożenie się orzeczeń nieważności w przypadku rozkładu małżeństwa, pod pretekstem jakiejkolwiek niedojrzałości bądź słabości psychicznej którejś ze stron”.

Michał Barcikowski zwraca uwagę, że wszystko zależy od interpretacji prawa. Ta, którą masowo przyjmują sądy biskupie na całym świecie i z którą walczył Jan Paweł II, a obecnie próbuje to robić Benedykt XVI, jest na tyle szeroka, że w praktyce każdą ludzką ułomność można podciągnąć pod ten paragraf. Sprawia to, że zwłaszcza w krajach Zachodu postępowanie przed trybunałami kościelnymi często przestaje się w zasadzie różnić od procedury rozwodowej przed sądami cywilnymi. Sędziowie kościelni zaczynają badać relacje pomiędzy małżonkami, robią wywiad środowiskowy.

Czy po słowach Benedykta XVI sędziowie będą rzadziej orzekać o nieważności małżeństwa? – Nie wiem, czy stanie się tak na szczeblu sądów biskupich. Może się tak jednak stać na szczeblu Roty Rzymskiej, która przyjmuje odwołania od wyroków sądów biskupich – mówi Michał Barcikowski.

W Polsce do kościelnych trybunałów wpływa prawie 10 tysięcy wniosków rocznie. Każdy rozpatruje się około dwóch lat.