W sobotę, w 65. rocznicę wymordowania blisko tysiąca polskich mieszkańców wsi Huta Pieniacka (dziś w powiecie lwowskim na Ukrainie) przez SS Galizien i UPA, odbędą się uroczystości upamiętniające zabitych. Jak dowiedzieliśmy się w Kancelarii Prezydenta, wybiera się na nie Lech Kaczyński. Chociaż – jak twierdzi jego przedstawiciel, który negocjował kształt obchodów – były naciski "z różnych środowisk", by do Huty Pieniackiej nie jechał.
Pod podobną presją jest też prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko. W środę lwowscy deputowani Rostysław Nowożenec i Ostap Kozak z bloku Julii Tymoszenko zaapelowali, by nie brał udziału w uroczystościach. Nowożenec żąda też demontażu pomnika polskich ofiar mordów w Hucie Pieniackiej.
Rzeczniczka Juszczenki Iryna Wannikowa zapewniała "Rz", że prezydent Ukrainy przyjedzie do Huty. Ale – jak dowiedzieliśmy się w służbie prasowej Lwowskiej Obwodowej Administracji Państwowej – jego udział w uroczystościach nie jest przesądzony. Decyzja ma zapaść w piątek.
"W związku z pojawiającymi się oświadczeniami wzywającymi do zbojkotowania uroczystości w Hucie Pieniackiej informujemy, że Kancelaria Prezydenta nie traktuje tego typu apeli, jako oficjalnego stanowiska władz Ukrainy, które wielokrotnie dawały wyraz zaangażowania w budowaniu dobrych relacji polsko -ukraińskich" – poinformowała "Rz" Kancelaria Prezydenta RP.
Ukraińscy historycy negują udział UPA w zbrodni w Hucie Pieniackiej. – W dokumentach polskiego rządu emigracyjnego napisano, że 24 lutego 1944 r. pododdział niemieckiej policji przeszedł w pobliżu Huty i polska ludność, sądząc, iż to Ukraińcy, zaatakowała go. Zabili sześciu – ośmiu policjantów. Po kilku dniach niemiecka policja zorganizowała akcję odwetową – mówi "Rz" Mykoła Łytwyn, dyrektor Centrum Badań Stosunków Ukraińsko -Polskich we Lwowie.