Pandemia stwarza sytuację w oczywisty sposób wyjątkową, domagającą się wyjątkowych środków. W konstytucji przewidziano taką sytuację i jest nią właśnie ogłoszenie stanu klęski żywiołowej. Jak wyjaśnić, że Jarosław Kaczyński na takie rozwiązanie jak dotychczas się nie zgadza wbrew zagrożeniu dla zdrowia całego społeczeństwa? Ze strategicznego punktu widzenia wybory, które nastąpiłyby za parę miesięcy, odbywać by się miały w trudnej sytuacji gospodarczej, być może bardzo trudnej. W tej sytuacji kandydat na prezydenta partii rządzącej może te wybory przegrać. Tego obawiać się może prezes PiS.
Obawiać się też może oddania zbyt wielkiej władzy Mateuszowi Morawieckiemu, bo w przypadku stanu klęski żywiołowej, premier byłby obdarzony bardzo szerokimi kompetencjami.
Zarządzanie obecnym kryzysem jest bardzo trudne. Można jednak zarządzać lepiej lub gorzej i można było być na trudny czas lepiej lub gorzej przygotowanym. Pięcioletnie rządy PiS polegały jednak na nieustannym rozdawnictwie pieniędzy, które jako politykę socjalną łatwo było bronić w czasie długotrwałej i dobrej koniunktury. Opozycja i tak nielubiany w PiS Leszek Balcerowicz ostrzegali nieustannie, że gdy jest koniunktura, trzeba oszczędzać na kryzys. Nikt nie mógł przewidzieć aż takiego kryzysu, ale zastał on gospodarkę nieprzygotowaną nawet na bez porównania mniejsze trudności. Inflacja zaczęła narastać, a inwestycje spadać, gdy o koronawirusie nie było jeszcze słychać.
Widoczne jest już teraz, że PiS nie bardzo umie zarządzać kryzysem. Sięga nerwowo po restrykcje, często nie bez dobrych intencji, ale gubi się w szczegółach, część z nich jest nieuzasadniona, inne przychodzą z opóźnieniem. Politycy PiS od samego początku prowadzili politykę na dobrą pogodę. Zyskiwali poparcie, bo mieli na kiełbasę wyborczą, którą umieli opakować socjalną retoryką. Nawet teraz, gdy brakuje pieniędzy na walkę z koronawirusem i ratowanie gospodarki, nie cofają się przed wypłatą 13. emerytury. Zarazili się własną propagandą sukcesu i nie potrafią z niej zrezygnować.