Pod presją społecznego oburzenia przewodniczący Senatu Renato Schifani obniżkę cofnął, ale klasa próżniacza, jak mówią Włosi o politykach, znów znalazła się w ogniu krytyki.
Kiedy we wtorek włoscy senatorzy wrócili do pracy w Palazzo Madama po weekendzie, który dla wybrańców narodu trwa aż cztery dni, spotkała ich miła niespodzianka. W bufecie ceny spadły o jedną piątą! Dzięki temu każdy z zarabiających średnio 15 tysięcy euro miesięcznie senatorów mógł się napić espresso za 42 eurocenty, cappuccino za 58, zjeść kanapkę z rozbefem za 1,17 euro albo spaghetti za półtora euro. We włoskich barach tak przyjazne ceny można było spotkać (w przeliczeniu na liry) w ubiegłym wieku.
Nic więc dziwnego, że zszokowani parlamentarni dziennikarze poinformowali o tym naród, a naród się wzburzył. Przeciętny Włoch za to samo, choćby w barze Senato koło Palazzo Madama, musi zapłacić dwa, trzy, a nawet cztery razy więcej. Pod Senat ruszyli demonstranci z transparentem: „Zaproście nas na obiad”. Irytacji demonstrantów trudno się dziwić, zważywszy że włoski podatnik wspiera senacki bufet i restaurację sumą półtora miliona euro rocznie. Skandal był tym większy, że niespodziewana obniżka i tak niespotykanie niskich cen dotyczyła wyłącznie bufetu dla senatorów. W drugim, dostępnym dla senackich urzędników, ceny ani drgnęły. Trzeba oddać senatorom sprawiedliwość, że obniżka była nie ich pomysłem, a firmy Compass Group, która wygrała przetarg na karmienie senatorów w bufecie, a chciałaby przejąć cały gastronomiczny biznes w Senacie wart rocznie 11,5 mln euro. Przewodniczący Senatu pod presją krytyki, również z senackich szeregów, cofnął obniżkę. Ale pragnąca się podlizać senatorom Compass Group nic na tym nie zyska, bo różnica wesprze organizacje charytatywne. Media mają używanie i idą za ciosem. Przypominają, że gdy w 1924 roku Benito Mussolini wszedł do budynku parlamentu i w nozdrza uderzył go dobiegający z kuchni zapach gotowanego rosołu, stwierdził z oburzeniem: „Tu się powinno stanowić prawa, a nie żreć! To trzeba zamknąć!”. Co prawda wkrótce potem zamknął cały parlament, ale w ten sposób za czasów monarchii znikła parlamentarna restauracja, by powrócić wraz z powstałą po wojnie republiką.
Dziennik „La Repubblica” donosi, że w Senacie co i rusz odbywają się trwające przez tydzień festiwale kuchni regionalnej, co w praktyce oznacza, że włoscy wybrańcy narodu (opłacani najlepiej w UE) za darmo raczą się zwożonymi z całych Włoch frykasami, a często otrzymują w prezencie kosze wyładowane wędlinami, serami i winem. Koszty ponoszą regiony i prowincje. Gazety garściami czerpią z ostatniego wydania słownika włoskich przysłów cytując najczęściej: „Kto jada w cudzym domu, oszczędza we własnym”. Co więcej, ostatnio Prezydium Senatu, też na koszt podatnika, zorganizowało dla koleżanek i kolegów kurs sommelierski, połączony z degustacją co wytworniejszych trunków. Nieznający się na winach senator, szczególnie za granicą, mógłby narazić na szwank wizerunek własny i swego kraju – pokpiwa „La Repubblica” i sugeruje, że kurs zorganizowano pod hasłem: „Od etyki do etylu”.
Na tym nie koniec kompromitacji włoskich parlamentarzystów. W związku z tym, że członkowie Izby Deputowanych nagminnie wciskają guziki do głosowania za nieobecnych kolegów, w auli za pół miliona euro zamontowano każdemu posłowi aparaturę reagującą wyłącznie na odcisk jego dużego palca prawej ręki. Sęk w tym, że posłów do złożenia odcisków palców można zmusić wyłącznie perswazją. Ci, którzy się nie zgodzą, będą głosować po staremu. Przewodniczący Gianfranco Fini robił co mógł, ale w środę prawie setka deputowanych jeszcze się buntowała. Argumentowali, że nie są przestępcami, a składanie odcisków palców godzi w ich godność i w podstawy demokracji. Wśród zbuntowanych jest wielu posłów, którzy głosowali za przymusowym pobieraniem odcisków palców od cygańskich dzieci. Naród nabiera podejrzeń, że w buncie mniej chodzi o poselską godność, a bardziej o pieniądze. Niegłosujący poseł traci 250 euro. Włosi od wieków mówią, że nie po to się idzie do polityki, by nic z tego nie mieć, nie mają więc wobec swoich wybrańców żadnych złudzeń. Sądzą jednak, że w dobie kryzysu nawet polityk mógłby się zdobyć na odrobinę przyzwoitości.