W spokojne wtorkowe popołudnie Amerykanin Michael McLendon chwycił za broń i z zimną krwią zastrzelił swoją matkę. Potem zabił jej trzy psy, ułożył je na zwłokach leżących na sofie i podpalił. Następnie uzbroił się po zęby niczym Rambo i ruszył na krwawy rajd po okolicy. Z domu matki w miasteczku Kinston pojechał najpierw do domów swych krewnych w pobliskich miasteczkach Geneva i Samson, strzelając po drodze do przechodniów.
Wkrótce potem zabił po kolei swych dziadków, ciotkę, wuja, bratanicę, a także żonę i 18-miesięczną córkę zastępcy szeryfa. Druga, czteromiesięczna córka przeżyła.
– Praktycznie unicestwił całą swoją rodzinę – powiedział amerykańskim mediom przedstawiciel lokalnej policji Richard Preachers. Ofiarą amoku McLendona padło także dwoje przypadkowych przechodniów.
Policja ruszyła w pościg za napastnikiem, który schronił się w pobliskiej fabryce produkującej części do klimatyzatorów i grillów. Do niedawna był w niej zatrudniony.
McLendon cały czas ostrzeliwał się z broni automatycznej – później się okazało, że był uzbrojony w dwa karabiny i pistolet. Szef policji w Genevie uszedł z życiem tylko dzięki temu, że miał na sobie kuloodporną kamizelkę. Gdy McLendon zorientował się, że nie ma szans na ucieczkę, odebrał sobie życie. Na razie nie wiadomo, co mogło być powodem jego napadu wściekłości. Mieszkańcy obu miejscowości, jak i policja, zachodzą w głowę, jaki diabeł wstąpił w niepozornego robotnika prowincjonalnej fabryczki.