– To będzie ostatni Szczyt Ameryk z udziałem Stanów Zjednoczonych – zapowiadał Hugo Chavez. Zanim jeszcze prezydenci 34 krajów skupionych w Organizacji Państw Amerykańskich zdążyli zebrać się w piątek w stolicy Trynidadu i Tobago Port of Spain, przywódca Wenezueli oświadczył, że zablokuje deklarację końcową, która ma zostać przyjęta w niedzielę. Powód?
Kuba, która – choć nie uczestniczy w spotkaniu (została wykluczona z OPA w 1962 roku) – może przesądzić o jego sukcesie albo fiasku. Chavez i paru innych przywódców, których przeciągnął na swoją stronę, w przeddzień szczytu spotkali się z Raulem Castro w Wenezueli, by stworzyć wspólny front. Będą się domagać, by Barack Obama ogłosił koniec amerykańskiego embarga, nie żądając niczego w zamian.
Chce tego większość członków OPA, ale – jak liderzy Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva czy Chile Michelle Bachelet – uważają, że sankcje należy znosić stopniowo.
Zdając sobie sprawę, że jego debiut na panamerykańskiej scenie będzie zależał w ogromnym stopniu od tego, jak potraktuje Kubę, Obama zniósł w poniedziałek ograniczenia na transfery pieniędzy i podróże kubańskich imigrantów na wyspę, czemu Latynosi mogli tylko przyklasnąć. W przeddzień szczytu dał do zrozumienia, że Hawana powinna okazać wolę zmian, by ułatwić mu zadanie. W artykule przedrukowanym przez największe latynoskie dzienniki pokajał się jednak, przyznając, że „Stany Zjednoczone nie zabiegały o dialog z sąsiadami”. Latynosi uznali to za dobry początek nowego rozdania.
Teraz nie kryją obaw, że lewicowy lider Wenezueli, znany z awanturnictwa i niewyparzonego języka, posunie się do najgorszych prowokacji. Tym bardziej że nie on wystąpi w Port of Spain w roli gwiazdy: wszystkie oczy będą zwrócone na Obamę. Czy uda się mu rozwalić szczyt? Zdaniem ekspertów będzie to trudniejsze niż za czasów George’a W. Busha, bo nowy prezydent USA ma u Latynosów duży kredyt zaufania i sympatii. Chaveza zaś – z powodu niskich cen ropy – nie stać już na hojne nagradzanie Latynosów za przyłączenie się do jego „bloku antyimperialistycznego”. Wenezuelczyka musiał zirytować opublikowany przed szczytem sondaż, z którego wynika, że Baracka Obamę pozytywnie ocenia aż 70 proc. Latynosów, podczas gdy on sam budzi sympatię zaledwie 28 proc.