Rosja podpisała w czwartek z Abchazją i Osetią Południową układy o ochronie granic państwowych. De facto przekazują one władzom w Moskwie kontrolę nad granicami separatystycznych republik, których niepodległość uznała po sierpniowej wojnie z Gruzją. Rosja będzie ochraniać ich granice „do momentu utworzenia przez nie własnych sił ochrony pogranicza” – czytamy w dokumencie. Dla Zachodu to naruszenie porozumień pokojowych zawartych przy udziale UE po wojnie na Kaukazie.
[srodtytul] Napięcie na granicy[/srodtytul]
– To porozumienie nie jest skierowane przeciwko żadnemu państwo. Ma zapewnić bezpieczeństwa – przekonywał jednak prezydent Rosji. Jego zdaniem bezpieczeństwu dwóch republik mogą zagrażać gruzińskie prowokacje. Za tego typu działanie Dmitrij Miedwiediew uznał planowane przez NATO w maju manewry wojskowe na terytorium Gruzji. – Te ćwiczenia to oczywista prowokacja – ocenił.
Zdaniem politologa Aleksieja Makarkina Rosja podpisała porozumienia z Abchazją i Osetią w odpowiedzi na zignorowanie jej protestów w sprawie manewrów. – Oczywiście podpisanie ich było planowane, ale to, że wydarzyło się to akurat teraz, z pewnością nie jest przypadkowe – mówi „Rz”. Jego zdaniem Moskwa liczyła, że jej gwałtowna reakcja wpłynie na zmianę planów sojuszu.
NATO i Rosja znajdują się w fazie „odbudowywania dialogu” po zerwaniu wzajemnych stosunków z powodu sierpniowej wojny z Gruzją. Podpisane w czwartek umowy z pewnością nie ułatwią procesu normalizacji. NATO i UE już ją zresztą skrytykowały. – Wszyscy rozumieją, że dialog jest potrzebny, ale obie strony uważają, że to ta druga powinna ustąpić – dodaje Makarkin. Przekonuje jednak, że mimo napięcia nie dojdzie do katastrofy. – Po prostu będzie ciężko – podsumowuje.