Jak poinformowały izraelskie władze, ambasador w Waszyngtonie Michael Oren został wezwany podczas weekendu do Departamentu Stanu. Poinformowano go, że USA sprzeciwiają się budowie nowego osiedla żydowskiego we wschodniej Jerozolimie.
Ale wczoraj premier Izraela Beniamin Netanjahu powiedział członkom swojego rządu, że w „zjednoczonej Jerozolimie” nie zostaną wprowadzone żadne ograniczenia w budowie nowych osiedli.
– Nie możemy zaakceptować tego, że Żydzi nie będą mogli żyć w jakiejkolwiek części Jerozolimy – ogłosił. – Mogę sobie jedynie wyobrazić, co by się stało, gdyby ktokolwiek zasugerował, że Żydzi nie mogą mieszkać w niektórych dzielnicach Nowego Jorku, Londynu, Paryża i Rzymu. To by wywołało gwałtowne protesty – dodał. W żydowskich osiedlach w arabskiej części miasta mieszka 180 tys. osób. Spór dotyczy projektu budowy domów i parkingu podziemnego. Teren, który należał niegdyś do wielkiego muftiego Jerozolimy Amina al Hussejniego, kupił w 1985 r. multimilioner Irving Moskovits, a dom muftiego został przekształcony w hotel. Władze miejskie uznały, że transakcja była legalna.
Izrael zajął wschodnią Jerozolimę i ogłosił jej aneksję w 1967 r. i od tego czasu uważa ją za część swojego terytorium. Palestyńczycy chcą jednak, aby jej arabska część stała się stolicą ich przyszłego niepodległego państwa. Sytuację komplikuje fakt, że we wschodniej części miasta znajdują się święte miejsca zarówno Żydów, jak i muzułmanów oraz chrześcijan.
Juwal Diskin, szef izraelskiego wywiadu Szin Bet, powiedział w sobotę członkom rządu Netanjahu, że wspierana przez Zachód administracja prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa oraz antyizraelski Hamas prowadzą „ukrytą działalność”, by zapobiec osiedlaniu się Żydów we wschodniej Jerozolimie.