Nadszedł czas, by świat zaczął zmierzać w nowym kierunku. Musimy wkroczyć w nową erę zaangażowania opartą na wzajemnych interesach i wzajemnym szacunku – apelował do liderów około 150 państw prezydent USA. W pierwszym przemówieniu na forum ONZ opowiedział się za światem bez broni atomowej, przekonywał do walki ze zmianami klimatu i wzmocnienia regulacji finansowych tak, by umożliwić „zrównoważony i trwały globalny wzrost gospodarczy”.
Cytując byłego prezydenta Franklina Roosevelta, przekonywał, jak ważna jest współpraca wszystkich państw. Obiecał, że USA zaangażują się w prace ONZ na rzecz „lepszej przyszłości”. Podkreślił jednak, że wszystkie kraje muszą pokonywać stojące przed światem wyzwania.
– Nie ma nic łatwiejszego, niż winić innych za swoje problemy i uwalniać się od odpowiedzialności za swoje wybory – przekonywał. Dostał burzę oklasków i szybko opuścił salę obrad. A już następny mówca wyłamał się z jego „wizji zjednoczonego świata”. – Odrzucamy ONZ i nigdy nie będziemy z nią współpracować – podkreślał, wygrażając palcem libijski dyktator. Muammar Kaddafi pojawił się w ONZ pierwszy raz w ciągu swych 40-letnich rządów i skrytykował operacje w Iraku i Afganistanie, ONZ i Radę Bezpieczeństwa, którą nazwał „radą terrorystów”. Ciepło mówił zaś o Obamie, nazywając go „synem Afryki”.
– Cały świat desperacko oczekiwał i nadal oczekuje przywództwa USA. Obama sugeruje, że Ameryka jest gotowa od czasu do czasu słuchać innych, a to duży krok naprzód w porównaniu z polityką Busha. Mam nadzieję, że teraz przyjdzie czas na działanie – powiedział „Rz” Thomas G. Weiss, profesor politologii na City University of New York, autor książki „Co dolega ONZ i jak można to naprawić”.
[srodtytul]Kolacja przy stoliku z Lechem Kaczyńskim[/srodtytul]