– Żyjemy w izolowanej społeczności, do lotniska musimy płynąć 12 kilometrów łodzią. Prosiliśmy rząd o zestawy medyczne do przeciwdziałania wirusowi A/H1N1, a dostaliśmy worki na zwłoki. To dla nas obraza – mówi „Rz” oburzony wódz plemienia Wasagamack Jerry Knot. – My na tej ziemi byliśmy pierwsi, to nasz kraj, a życzono nam śmierci. Odwiozłem te worki do miasta i położyłem na progu urzędu zdrowia. Nie chcemy umierać. Chcemy żyć – dodaje.
W Manitobie to właśnie Indianie stanowią większość chorych na świńską grypę. – Wynika to z trudnych warunków w rezerwatach – mówi „Rz” Chantelle Krish ze Zgromadzenia Pierwszych Narodów (tak w Kanadzie określa się Indian i Eskimosów). – Często brak jest bieżącej wody, kanalizacji, a także opieki medycznej – dodaje. W Winnipeg na 60 osób, które były hospitalizowane z powodu A/H1N1, dwie trzecie to właśnie Indianie.
Według Światowej Organizacji Zdrowia najbardziej narażone na zachorowania są ludy takie jak Indianie, Aborygeni czy Maorysi – ryzyko zapadnięcia na świńską grypę jest u nich cztery, pięć razy wyższe niż w innych populacjach, co wynika głównie z gorszych warunków życia.
Wasagamack zdołało uniknąć pierwszej fali zachorowań. Podczas ostrej, długiej zimy kontakt z zewnętrznym światem był ograniczony – i może to było przyczyną. Władze plemienne poprosiły jednak Ministerstwo Zdrowia o pomoc. Dziennik „The Globe and Mail” pisał: „Gdy Yvonne Mac Dougall (mieszkanka Wasagamack – przyp. red.) dowiedziała się o workach, usiadła i zaszlochała. Płakała z powodu problemów swego wodza, ojca plemienia, który uśmierzył gniew jego ludu, odwożąc worki do Winnipeg. Szlochała, bo niewiele mogła uczynić, by ochronić 14 członków swej rodziny od wirusa”.
Dla Indian otrzymanie worków na zwłoki było wstrząsem podwójnym. Przygotowywanie się na śmierć jest kulturowym tabu – oznacza bowiem „wzywanie śmierci”. Czyżby Ministerstwo Zdrowia w odległej Ottawie chciało na nich sprowadzić śmierć?