Jak twierdzi wiceminister spraw zagranicznych Iraku Mohammed Hadż Mahmud, do incydentu doszło w czwartek na polu naftowym al Fakka, ponad 320 kilometrów od Bagdadu.

Nie doszło do żadnych starć, według źródeł irackich agresor zdążył się wycofać. Całe zajście wywołało jednak zaniepokojenie zarówno w regionie, jak i wśród amerykańskich specjalistów od bezpieczeństwa. Irańskim oddziałom zdarzało się już w ostatnich latach wkraczać na stronę iracką. W zeszłym roku Bagdad oskarżał nawet swego sąsiada o kradzież ropy z irackich szybów. Jak jednak podają źródła amerykańskie, Irańczycy nie zapuszczali się dotąd tak daleko w głąb obszaru kontrolowanego przez Irak. – To kolejna próba powstrzymania naszych inwestycji naftowych na terenach przygranicznych – przyznał minister Mahmud, wiążąc tym samym zajście z próbami przyciągnięcia zachodnich inwestorów do sektora naftowego.

Niedawno władze w Bagdadzie przeprowadziły serię przetargów na eksploatację 15 pól. Pola al Fakka, które należy do najbardziej zasobnych w Iraku, w tej ofercie nie było. Obszar ten pozostaje terytorium spornym, choć oba kraje zgodziły się na jego wspólną eksploatację, dzieląc się szybami.