„Chowa głowę w piasek”, „Nie ma zdolności przywódczych”, „Kiedy wreszcie tupnie nogą” – takie oceny stylu rządzenia kanclerz Angeli Merkel można przeczytać w niemieckiej prasie. Słychać je w telewizyjnych programach publicystycznych i w rozmowach na ulicach miast. Noszona jeszcze niedawno na rękach Angela Merkel zbliża się do pierwszych stu dni swej drugiej kadencji w atmosferze powszechnej krytyki.
Opozycja zarzuca jej, że nie daje sobie rady ze skłóconymi partnerami koalicji rządowej, zwłaszcza CSU i FDP. W łonie jej własnej partii pojawiają się głosy, że jest nie dość konserwatywna i ciągnie tradycyjnie konserwatywną CDU na lewo. Krytycy w jej partii przypominają, że w ostatnich wyborach CDU uzyskała najgorszy wynik od powstania RFN i musiała się zadowolić 33,8 proc. głosów. Od tego czasu notowania CDU jeszcze spadły, a sama Merkel, która w grudniu cieszyła się uznaniem 70 proc. obywateli, musi się obecnie zadowolić wsparciem o jedenaście punktów procentowych mniejszym. Co więcej, z ostatnich sondaży wynika, że koalicja rządowa nie cieszy się już poparciem większości w społeczeństwie.
Do ataków na kanclerz przyłączyli się niedawno hierarchowie Kościoła katolickiego. – W CDU brak zdecydowanego odniesienia do chrześcijaństwa i Kościoła – powiedział tygodnikowi „Der Spiegel” arcybiskup Monachium Reinhard Marx. Nie on jeden. W CDU powstał Krąg Roboczy Zaangażowanych Katolików (AEK), podkreślając, że w niedawnych wyborach partia straciła głosy prawie dwóch milionów zaangażowanych katolików. Winna ma być pani kanclerz wywodząca się z byłego NRD, córka pastora, bezdzietna rozwódka, zrywająca świadomie z katolicką tradycją południowo-zachodnich Niemiec. – Nie ulega wątpliwości, że Angeli Merkel są obce ideały dawnej CDU. Ale wszystkie obecne ataki na szefową rządu nie stwarzają większego zagrożenia dla jej pozycji – twierdzi Werner Patzelt, politolog z uniwersytetu w Dreźnie.
Merkel działa zakulisowo, starając się doprowadzić do porozumienia pomiędzy FDP i bawarską CSU, partnerami koalicyjnymi, którzy prowadzą z sobą otwartą wojnę. Chodzi nie tylko o miejsce Eriki Steinbach w radzie fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie, o czym nie chce słyszeć Guido Westerwelle, szef FDP, a czego żąda stanowczo Horst Seehofer, przywódca bawarskiej CSU. Przedmiotem ostrego sporu są sprawy obniżki podatków oraz reformy służby zdrowia. – Żaden dotychczasowy rząd RFN nie był na początku kadencji tak wewnętrznie skłócony – zwracają uwagę obserwatorzy. Widzą to obywatele i domagają się od pani kanclerz, aby położyła kres sporom i wojnie podjazdowej. Oczekują spokoju oraz zdecydowanego przywództwa, dając w sondażach dowód swej frustracji. Ale Merkel milczy jak zaklęta.
Ma przy tym doskonałą prasę poza granicami Niemiec. „Time Magazine” uznał ją niedawno za „Frau Europe”, twierdząc, że jako przywódczyni kraju o najsilniejszej gospodarce w Europie ma wszelkie atuty, aby odgrywać większą rolę na arenie światowej. „Le Figaro” przeprowadził sondaże w Hiszpanii, Włoszech, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech i doszedł do wniosku, że o takiej popularności, jaką cieszy się nawet dziś Angela Merkel, przywódcy innych dużych państw europejskich mogą jedynie pomarzyć.